wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 14

-Dla naszej solenizantki przygotowaliśmy wielką niespodziankę! Oto ona- powiedział, a zza jego pleców ukazała się Monika!
Aaaaaaaaaaaaa! Monia, wróciła! Podbiegłam do niej i mocno ją uściskałam.
-Jejku, jak ja się cieszę!- piszczałam jej do ucha.
Nawet nie zorientowałam się kiedy wszyscy uczestnicy imprezy dołączyli do naszego tulenia. Biedna Monika... Ponad sto osób się do niej przytula i nie wiem czy jeszcze oddycha. Kiedy wszyscy już wreszcie się od niej oderwali dziewczyna wyjęła jakieś różowe pudełko i wręczyła je mi.
-Wszystkiego najlepszego- wymamrotała i wręczyła mi prezent.
-Dziękuję- mruknęłam i rozpłakałam się.
Czemu wciąż płaczę? Jestem strasznie wrażliwa. Muszę się tego oduczyć. A może to jednak dobra cecha...
Od tyłu objął mnie Andrzej, a Monika trzymała moją rękę. To najlepsze urodziny w moim życiu!
Impreza rozkręcała się, a ja już ledwo trzymałam się na nogach ze zmęczenia. Gdy wyszłam z klubu przewietrzyć się dołączyła do mnie Karina.
-Muszę ci to kiedyś wreszcie dać- uśmiechnęła się i dała mi torbę z prezentem.
-Wielkie dzięki, ale wszystkie prezenty otworzę jutro- powiedziałam i usiadłam na ławce.
Rozmyślałam nad tym wszystkim co się wydarzyło. Odechciewało mi się powoli tej imprezy.
-Wracam- mruknęłam i pożegnałam się z koleżanką.
Było zimno. Chłodny wiatr rozwiewał kosmyki moich włosów. Niebo zachmurzyło się dlatego jedynym źródłem światła były latarnie uliczne. Wzięłam głęboki wdech delektując się nocnym powietrzem. Ach, ta złota jesień. Idąc przez park kopałam różnokolorowe liście niczym małe dziecko. Nie chciało mi się wracać do domu. Zmęczenie ustąpiło. Czemu? Sama nie wiem. Nie zastanawiając się gdzie jestem, szłam przed siebie. Ta noc, chociaż była pochmurna i chłodna miała to coś. Nie myślałam o niczym konkretnym. Szczerze mówiąc, chciałam zostać tu, gdzie jestem. Nie widać było na horyzoncie żadnego człowieka, ani nawet istoty żywej. Dotarłam nad polanę. Nie było tu nic z wyjątkiem starego drzewa rosnącego na środku pola. Nie wiem co, ale coś strasznie mnie tam ciągnęło. Nie chciałam tam iść, lecz moje nogi jakby same się tam kierowały. Gdy stanęłam przed suchym dębem wiatr zaczął wiać coraz bardziej. Nie bałam się, co mnie bardzo zdziwiło. Ja boję się dosłownie wszystkiego i gdyby nie Andrzej, umarłabym ze strachu. Na jednym z gałęzi drzewa zwisła huśtawka. Była stara i zardzewiała. Już na pierwszy rzut oka wydawała się być niebezpieczna. Usiadłam na nią nawet się nad tym nie zastanawiając. Chyba coś mi odbiło. Chłodne powietrze szczypało mnie w policzki. Rozglądając się zauważyłam wielką dziuple w tym drzewie. Ooo, jak w jakimś horrorze! No i jakoś ciekawość przeważyła i zajrzałam do tej wielgachnej dziury w konarze. Choć było bardzo ciemno zauważyłam coś świecącego. Włożyłam tam ręce i wyjęłam bardzo starą szkatułkę. Czy to się dzieje naprawdę?! Hah, chyba jestem jakimś piratem, ze odnajduje skarby. To niemożliwe w prawdziwym życiu, ale jednak coś tam jest. Szkatuła była bardzo ciężka. Miała zamknięcie na kluczyk więc w żadnym przypadku nie mogłam jej otworzyć. A szkoda... Bardzo chciałabym zobaczyć co tam jest ciekawego. Kurde, a jeśli są tam pieniądze? Będę bogata! Ale to bardzo mało prawdopodobne. I co teraz zrobić? Mam wyważyć jej wieczko jakimś łomem? Czy może trzymać ją dla dalszych pokoleń. No, na pewno nie zostawię ją tutaj. A tam, biorę ją! A może jednak posiadam ten kluczyk nie wiedząc o tym? To będzie od dziś moja mała tajemnica.

Oczami Kariny 
Następnego dnia... 
-Ja tu kurwa haruję jak wół, a ty sobie śpisz jak jakaś królewna?!- krzyknął mi ktoś do ucha, aż echo rozniosło się po pokoju.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego ojczyma. OMG! I znowu zaczyna się kłótnia!
-Zostaw mnie. Już wstaję- syknęłam i poszłam, a raczej pobiegłam do łazienki.
Zamknęłam się i wzięłam zimny prysznic. Wyszłam z domu nie spotykając rodziny zastępczej. Na szczęście. Muszę uciekać z tego domu póki jeszcze czas. Jest coraz zimniej. Brrr... Znając życie zaraz zacznie padać deszcz, a ja nie mogę wrócić do domu, bo znowu zaczną osądzać mnie nie wiadomo za co! Może pójdę do Weroniki, ale może lepiej nie. Pewnie jeszcze śpi, a jest bardzo wczesna pora więc będzie na mnie tylko zła. I jak przewidywałam zaczął padać deszcz. Schowałam się na przystanku autobusowym. Spojrzałam na zegarek. Szósta pięćdziesiąt. Deszcz padał ciągle, a ja przecież nie będę siedziała nie wiadomo ile na tym cholernym przystanku. Rozejrzałam się dookoła. Najbliżej mieszka Weronika. Może zrobię jej małą pobudkę? Ale zaczekam aż przestanie padać.

Oczami Weroniki
Obudziłam się tak jakoś wcześnie. Korzystając z okazji postanowiłam zobaczyć co dostałam na urodzinki. Na początku leżało jakieś wielkie pudło. To jest prezent od rodziców. W środku było to:
Żebyś częściej zaglądała do książek kupiliśmy Ci ciekawe zeszyty. Zdrówka i szczęścia oraz tego czego sobie zamarzysz księżniczko. 
Rodzice... 














Potem malutka torebeczka od Kariny:
Przepraszam, że taki mały ten prezent, ale uwierz... Kupiłam go w czasie imprezy xD NAJLEPSZEGO :*
Karina 













Następnie wielkie pudło od Andrzeja:
Kochana, kochana, kochana... Czy kiedyś mi wybaczysz? Kocham Cię i na dowód kupiłem Ci to co sama chciałaś kiedyś sobie kupić. Widzisz jak ja Cię dobrze znam? Szczęścia :*
Andrzej














































Oooo... Ten misio jest słodki. Faktycznie. Kiedyś marudziłam, że w nocy nie mam się do kogo przytulać i chcę misia. Nie myślałam, że na to wpadnie.
Potem wyszperałam torbę od Julki:
Niech Ci słonko ciepło gra, niech Twój uśmiech długo trwa, nie trać swej wesołej minki, bo dziś są Twoje urodzinki :* Miłości i szczęścia w życiu :> 
Julka :)




























Od Moniki dostałam to:
Szczęścia, miłości (którą już chyba znalazłaś), cierpliwości i spełnienia marzeń <333
Monisia ;*













A w środku znalazłam jeszcze to:
Myślałaś, że dam Ci tylko to? Never kochana, never... ♥












Długopisy na pewno mi się przydadzą. Teraz czas na inne prezenty od mniej ważnych osób. Dostałam różne rzeczy:























































































Jejku! Dziękuję wszystkim. Aż się popłakałam z tego szczęścia. To były najlepsze urodzinki w moim życiu!
Wstałam z krzesełka i poszłam coś zjeść, bo burczy mi w brzuchu. W drodze do kuchni usłyszałam dzwonek do drzwi. Ciekawe kogo niesie... Otworzyłam drzwi i zobaczyłam stojącą na progu Karinę.
-Wchodź.
-Cześć- przywitała się. -Dzięki.
-Może coś zjesz?- zapytałam prowadząc ją do kuchni.
-Poproszę- odpowiedziała nieśmiało.
Zrobiłam nam tosty z serem czyli moje ulubione śniadanie. Porozmawiałyśmy trochę, a potem poszłyśmy na miasto. Jest tak cholernie zimno! Sama się sobie dziwię, że wyszłam an ten chłód. A mogłam wziąć kurtkę...
-Wracajmy- szczękałam zębami.
-No dobra- odpowiedziała Karina. -Nie chcę wciąż ci się narzucać- powiedziała, gdy uszłyśmy kawałek drogi. -Ciągle u ciebie przesiaduje- dodała.
-U ciebie w domu nie ma najlepszych warunków, więc możesz przesiadywać u mnie ile chcesz.
-Twoi rodzice będą źli- mruknęła gwałtownie się zatrzymując.
-Przestań! Co ich to interesuje- odpowiedziałam ciągnąc brunetkę za rękaw. -Jest mi strasznie zimno! Dokończymy tą rozmowę w ciepłym domku.
                                           * * *
-Może ja już pójdę- oznajmiła Karina już w moim pokoju.
-Dopiero przyszłaś.
-No, ale...- zaczęła, lecz nie dałam jej dokończyć.
-Jutro u mnie nocujesz i nie ma żadnego ale- skwitowałam robiąc herbatę.
Wiatr wiał coraz silniej i silniej, a my gadałyśmy o różnych rzeczach. W pewnym momencie zauważyłam zwisający mały kluczyk na szyi mojej koleżanki. A jeśli to kluczyk do tej szkatułki? Muszę to sprawdzić!
-Ładny naszyjnik- zaczęłam.
-To jedyna pamiątka po moich rodzicach.
-Mówiłaś, że twój tata mieszkał w Polsce.
-No tak- potwierdziła.
-A wiesz dokładnie gdzie mieszkał?- spytałam.
Zapadła cisza. Słychać było tylko cykanie zegara.
-Nie- zaprzeczyła Biała.
-A gdzie mieszkali twoi dziadkowie?- zapytałam ponownie.
-Nie mam pojęcia.
I to mnie zdziwiło. Nie wie, gdzie wychowywał się jej tata, ani nawet dziadkowie. A jeśli ojciec Kariny mieszkał w Warszawie niedaleko tej tajemniczej polany? Ta sprawa jest bardzo dziwna...

Oczami Moniki
Otworzyłam drzwi łazienki. Bardzo dawno nie byłam w tym pomieszczeniu. Gdy spojrzę na mój pokój wydaję mi się on obcy, ale w pewnym stopniu znajomy. Przyzwyczaiłam się do szpitalnego łóżka. Tutaj mam pełen luksus w porównaniu do szpitala. Wzięłam długą kąpiel i przebrałam się w coś czystego i wygodnego. Wyszłam na balkon i podziwiałam widoki Warszawy.
-Cześć- usłyszałam za swoimi plecami.
Odwróciłam się. To był Tomek. A ten tu czego?
-Czego chcesz?- warknęłam.
-Porozmawiać, przeprosić i...- zaczął.
-Nie chcę! Chcę prawdziwego faceta, a nie lalusia, który ugania się za pierwszą lepszą!- wykrzyczałam mu to prosto w twarz.
-Czekaj... Nie jest łatwo zapomnieć o osobie, którą się tak bardzo kochało- powiedział.
-Ja o tym wiem- wysyczałam, a łzy napłynęły mi do oczu.
-Więc czemu nie chcesz zapomnieć o tym co było i skupić się na tym co jest?- zapytał.
-Myślisz, że ja o tym kurwa nie wiem?!- krzyknęłam. -Ale boję się, boję się, że znów wszystko rozwalisz! Samo wspomnienie o tobie cholernie mnie boli..- teraz rozpłakałam się na dobre. -Co będzie jeśli to się powtórzy?!
-To się nie powtórzy. Obiecuję ci- odpowiedział i przytulił mnie.
Płakałam. Znów te wszystkie wspomnienia powróciły. Ale co będzie jeśli więcej go nie zobaczę?
-Przepraszam- wymruczał.
Tusz rozmazał mi się więc zapewne wyglądałam jak czarownica. Oderwałam się od niego i spojrzałam w jego oczy.
-Więc, co robimy?
-Czyli wybaczasz mi?- zapytał.
-Powiedzmy, że wystawiam cię na próbę- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Czyli jak ją zdam to będziemy znów razem?
-Na to wygląda- powiedziałam. -Ale niczego nie obiecuję- dodałam.
Poszłam do łazienki poprawić swój makijaż. Mamy pójść do kina więc nie wejdę tam z rozmazanym tuszem.

Oczami Julii 
-Nie, nie, nie... Proszę- błagałam Daniela.
-Tak, tak, tak... Proszę- odpowiedział z szerokim uśmiechem.
-A ta twoja ciocia nie może zostać z twoimi siostrami?- zapytałam.
-Nie, skarbie- zaprzeczył, pożegnał się i pojechał ze swoimi rodzicami gdzieś tam.
Mój chłopak zajął mnie do opiekowania się swoimi siostrzyczkami. Po pierwsze nie mam podejścia do dzieci. Po drugie ja nawet rodzeństwa nie mam. Mam się nimi opiekować przez cztery godziny! OMG?!
-Bliźniaczki! Do mnie!- zawołałam dziewczynki.
-Co robimy?- zapytała Kasia.
-Kasiu, ja nie wiem...- zaczęłam.
-Jestem Karolina- przerwała mi Kasia czy tam Karolina. Ja nawet je nie rozróżniam!
-Przepraszam- mruknęłam. -A więc Karolinko...
-Żartowałam, jestem Kasia- odpowiedziała mi dziewczynka śmiejąc się.
Tak, tak... Świetny żart! Grrr... Te dzieci mnie wkurzają!
-Może obejrzymy jakiś film?- zapytałam.
Bliźniaczki zgodziły się i włączyłam "Króla Lwa". Siostrzyczki były były tak zajęte oglądaniem bajki, że nie zauważyły kiedy wyszłam na chwilę załapać trochę świeżego powietrza. Napisałam sms'a Weronice:
Help me... 
Ją dzieci zawsze lubią, bo ma w sobie to coś. Ja tego nie mam i nie chcę mieć. Otrzymałam odpowiedź od Wery:
Nope xD
Dzięki wielkie za pomoc. Na nią zawsze można kurde liczyć. Z niej to normalnie super girl. A do Moni nie będę pisała. Niech oswoi się trochę z otoczeniem. Usłyszałam brzęk i wbiegłam do pokoju. O kurde... Daniel mnie zabije!
*********************************************************************************
Siemka :>
Przepraszam, że to tak długo trwało i rozdział taki trochę krótki, ale obowiązki mnie przygniotły. Dosłownie xD No i jakoś, takoś napisałam te o to... nie będę tego komentowała :p I uwierzcie, nie chciałam by ten rozdział był taki, no ale cóż... Do następnego, bo na pewno tamten okaże się lepszy :>