niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 23

Oczami Moniki
Włączyłam swoje mp3 i ruszyłam przed siebie. Była niedziela, a ja nie miałam nic w swoich planach, więc umówiłam się w parku z Tomkiem. Już po paru chwilach byłam na miejscu. Przywitałam się szybko z chłopakiem i postanowiliśmy się przejść. Tak po prostu.
-I co wreszcie z nami będzie?- niepewnie zapytał.
-Potrzebuję kogoś, kto mnie nie zostawi i zawsze ze mną będzie- stwierdziłam. -Nie wiem czy spełniasz te kryterium...
-Zmieniłem się- zapewnił.
-Chciałabym Tomek, ale nie potrafię znów ci zaufać.
-To znaczy?- posmutniał.
-To znaczy, że mogę ci zaoferować tylko i wyłącznie przyjaźń.
-Przyjaźń? Nie, dzięki.
-Cóż...- nie myślałam, że tak to się zakończy. Chciałam go mieć przy sobie. Nagle mamy zerwać kontakt? Przecież ja go chyba kocham...
-Myślę, że to nasza ostatnia rozmowa, ale dam ci ostatnią szansę. O 18.00 będę czekał w parku- odwrócił się.
-A co jeśli się nie zjawię?- zaczęłam poważnie się zastanawiać.
-To znaczy, że tobie na mnie nie zależy.
-A jeśli przyjdę?
-Zostaniemy parą, jak wcześniej- wzruszył ramionami.
-A gdzie miejsce na przyjaźń?
-Nie ma. Przyjaźń to najgorsze, co może być.
I odszedł. Tak po prostu, zostawiając mnie samą, w chwili kiedy na prawdę potrzebuję kogoś, kto pomoże mi się pozbierać. A może ta chwila już dawno minęła?
Następne godziny spędziłam na wyżalaniu się w poduszkę. Nie mam ochoty z nikim gadać, bo sama muszę podjąć tą decyzję. Niby go kocham, ale...
Co rusz znajdowałam minusy i plusy w tej sprawie. Nie potrafiłam po prostu zdecydować się na miłość. To trudna decyzja. Chyba najważniejsza. Ale z drugiej strony, to on zawsze przy mnie był i chyba on też mnie kocha.
Godzina osiemnasta zbliżała się wielkimi krokami, a ja dalej nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Kiedy przyszedł czas, założyłam kurtkę i skierowałam się w stronę parku. Co, jak co, ale bez niego moje życie - nie ma sensu.

Oczami Kariny
Nie myślałam, że kiedykolwiek oczekiwanie na następny dzień, będzie dla mnie czymś tak nierealnym. Tak jak myślałam, żyłam, tak, jakby ten dzień był dla mnie ostatnim. Bo być może był... Próbowałam pogodzić się nie tylko z losem, ale także z ludźmi. Moi przybrani rodzice wybaczyli mi, a ja im. Nie miałam wielu znajomych, więc stwierdziłam, że nie będę z nikim o tym rozmawiać.
Leżałam właśnie na łóżku, wpatrując się we wschodzące słońce. Nie mogłam zasnąć, więc tylko szybko umyłam się i przebrałam, dbając o to, aby mój strój był wyjątkowy. Rzadko zakładałam spódnice, ale gdy już to robiłam, oznaczało to ważną okazję.
Skoro jest poniedziałek i możliwe, że to ostatni poniedziałek w moim życiu, to czemu by nie zaszaleć? Spojrzałam na zegarek. Dopiero szósta. Uśmiechnęłam się pod nosem, zdając sobie sprawę, że mam jeszcze dużo czasu do wykorzystania.
Przewiesiłam sobie torbę z książkami na ramię i cicho wychodząc z domu, skierowałam się na cmentarz. Ostatni raz odwiedzę moją przyjaciółkę, a potem szybko polecę do domu Weroniki.
                                   ___
-Litości... Czemu akurat o szóstej trzydzieści?!- jęczała zaspana Weronika.
-Nie ma dnia to stracenia. Wstawaj, tylko tak szybko- zaśmiałam się, ściągając z jej ciała kołdrę.
Już po krótkim czasie byłyśmy w drodze do szkoły. Moja przyjaciółka ledwo szła, a ja skakałam jak nakręcona.
-Może wybierzemy się na wagary?- zachichotałam.
-Po pierwsze, nie. Po drugie ogarnij się, bo wyglądasz jak naćpana, a po trzecie, budzisz mnie tak wcześnie, żebym towarzyszyła ci tylko w drodze do szkoły?- zadała masę pytań.
Przewróciłam oczami i cicho się zaśmiałam. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam, że jesteśmy już przed szkołą.
-Mam pomysł- uśmiechnęłam się.
-O nie...- zajęczała Weronika.
Uciszyłam ją i pociągnęłam w stronę budynku szkoły. Weszłyśmy na najwyższe piętro, a potem zatrzymałyśmy się przed niewielkimi drzwiami, które były zamknięte na kłódkę.
-Serio?- oburzyła się dziewczyna. -Nie wejdę z tobą na dach szkoły!
-Oj, proszę cię. Będzie świetna zabawa, a oni nawet nie zauważą- przekonywałam ją.
-Słuchaj, za chwilę zaczną schodzić się uczniowie, a my będzie spacerować po dachu, jak gdyby nigdy nic.
Ach, no fakt. Głupi pomysł. Zaczęłam śmiać się sama z siebie. Przecież zabronione jest nawet wejście za próg drzwi prowadzących na dach, a co dopiero przebywania na nim.
-To co nam zostaje?- zapytała ze strachem w głosie.
-Hm... Na razie nie mam pomysłów, ale do czternastej na stówę to się jeszcze zmieni- odparłam.
-Zaczynam się ciebie tak na serio bać.
Już chciałam coś jej odpowiedzieć, ale nagle do Weroniki podszedł jakiś chłopak. Przywitał się z nią i zaczęli rozmawiać. Czyżby to coś wróżyło? Nie chciałam przeszkadzać możliwe, że nowej parze, więc cicho się wycofałam.

Oczami Krzyśka
Matematyka... Jeden z wielu powodów, dla którego poniedziałki są do dupy. Trzasnąłem drzwiami szkoły, wysłuchałem krzyków woźnej, a potem skierowałem się pod klasę. Nie dość, że mamy tak wrednego matematyka, to jeszcze sala matematyczna jest na końcu szkoły. Trzeba wdrapywać się pół godziny schodami, a potem iść półtora kilometra, żeby dostać od razu po dzwonku jedynkę...
Wyszedłem zza rogu, a moim oczom ukazał się widok całującej się Weroniki z jakimś gościem. Czekaj, czekaj... To chyba brat Doroty. No hej hej. Kolego!
-Przeszkadzam?- zapytałem z ironią w głosie.
-Tak- zagrzmiała dziewczyna, odrywając się od jego ust.
-Nie przedstawisz mnie?- spojrzałem na chłopaka i szybko porównałem go do siebie.
Cholera, on jest dla niej za dobry.
-Krzysztofie, to jest mój nowy chłopak- dała nacisk na dwa ostatnie wyrazy. -Łukaszu, to jest Krzysiek. Kolega z klasy.
-I jej chłopak- dodałem.
-Były-wtrąciła.
-Mam do załatwić?- spytał Weroniki.
-Nieeeee- chwilę się zastanowiła. -No chyba, że chcesz.
-Ja nie będę tracił czasu na szmaty, wybacz- pocisnąłem.
Brunetka podniosła brwi. Wyraźnie była zaszokowana moimi słowami. Jestem z siebie taki dumny. Najpierw kręciła z dwoma na raz, a potem nagle znalazła sobie trzeciego. Phi, i to niby dziewczyna dla mnie? Nie, dziękuję. Wolę zostać księdzem.
Odwróciłem się na pięcie i starałem się oddalić pewnym siebie krokiem. Nagle przypomniałem sobie, że zostawiłem niedawno u dziewczyny mój ulubiony zegarek, który miała mi dzisiaj oddać. Chwilę wahałem się, czy aby na pewno dobrym pomysłem jest wrócenie się do nastolatki i poproszenie o zwrot zegarka. Dobra, idę.
-Ostatnia sprawa... Mogę prosić zegarek?- powiedziałem, wyciągając do Weroniki rękę.
Ona nawet na mnie nie patrząc wyjęła go se swojej torby i delikatnie położyła na mojej dłoni.
-Proszę- wkleiła sztuczny uśmiech.
-Dziękuję- zrobiłem to samo.
Chwilę gromiliśmy się wzrokami, a następnie już chciałem się odwrócić, ale ktoś na mnie wpadł.
-Cholera, przepraszam- wypiszczała dziewczyna.
-Cholera, moja koszula- spojrzałem na dziewczynę. Chwila, chwila... Czy to Karina? Karina w spódniczce. Wow, jestem pod wrażeniem. Jej nogi i figura, no normalnie cudo. Czemu wcześniej jej nie zauważyłem?
-Może już nie krzyczmy tego cholera, bo jesteśmy w szkole- uśmiechnęła się. -Wypiorę ci to... Nie wiem jeszcze kiedy, ale to zrobię.
-Luz, kochanie- puściłem do niej oczko.
-Okeeeeej...- zawahała się. Chyba wiem dlaczego, przecież jestem chłopakiem jej przyjaciółki. Znaczy byłym chłopakiem, ale ona jeszcze o tym nie wie.
-Mam zapasową koszulkę w szafce, więc nic się nie stało- uśmiechnąłem się.
Ona serio jest cudowna.
*********************************************************************************
Jestem!
Żyję!
Oddycham!
Tak wiem, długo mnie nie było.
Nawet nie będę się tłumaczyć, bo to nie ma sensu.
Ważne, że jestem, wróciłam i piszę :)
Tak, już niedługo pojawi się rozdział na moim drugim blogu, a mówiąc niedługo, mam namyśli koniec lipca, ewentualnie początek sierpnia ;)
Rozdział niesprawdzany, akceptuję swoje błędy w nim i obiecuję poprawę! :3
A w ogóle, kiedy weszłam po długim czasie na bloggera, to tak pusto, więc chyba nie tylko ja zrobiłam sobie przerwę w pisaniu ^^
Więc nie leniuchujcie, wakacje są po to, żeby się bawić i pisać rozdziały :*
Mam nadzieję, że już niedługo będę miała możliwość zaczytania się w Waszych blogach i życzę Wam weny <3
To do następnego! ♥