niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 23

Oczami Moniki
Włączyłam swoje mp3 i ruszyłam przed siebie. Była niedziela, a ja nie miałam nic w swoich planach, więc umówiłam się w parku z Tomkiem. Już po paru chwilach byłam na miejscu. Przywitałam się szybko z chłopakiem i postanowiliśmy się przejść. Tak po prostu.
-I co wreszcie z nami będzie?- niepewnie zapytał.
-Potrzebuję kogoś, kto mnie nie zostawi i zawsze ze mną będzie- stwierdziłam. -Nie wiem czy spełniasz te kryterium...
-Zmieniłem się- zapewnił.
-Chciałabym Tomek, ale nie potrafię znów ci zaufać.
-To znaczy?- posmutniał.
-To znaczy, że mogę ci zaoferować tylko i wyłącznie przyjaźń.
-Przyjaźń? Nie, dzięki.
-Cóż...- nie myślałam, że tak to się zakończy. Chciałam go mieć przy sobie. Nagle mamy zerwać kontakt? Przecież ja go chyba kocham...
-Myślę, że to nasza ostatnia rozmowa, ale dam ci ostatnią szansę. O 18.00 będę czekał w parku- odwrócił się.
-A co jeśli się nie zjawię?- zaczęłam poważnie się zastanawiać.
-To znaczy, że tobie na mnie nie zależy.
-A jeśli przyjdę?
-Zostaniemy parą, jak wcześniej- wzruszył ramionami.
-A gdzie miejsce na przyjaźń?
-Nie ma. Przyjaźń to najgorsze, co może być.
I odszedł. Tak po prostu, zostawiając mnie samą, w chwili kiedy na prawdę potrzebuję kogoś, kto pomoże mi się pozbierać. A może ta chwila już dawno minęła?
Następne godziny spędziłam na wyżalaniu się w poduszkę. Nie mam ochoty z nikim gadać, bo sama muszę podjąć tą decyzję. Niby go kocham, ale...
Co rusz znajdowałam minusy i plusy w tej sprawie. Nie potrafiłam po prostu zdecydować się na miłość. To trudna decyzja. Chyba najważniejsza. Ale z drugiej strony, to on zawsze przy mnie był i chyba on też mnie kocha.
Godzina osiemnasta zbliżała się wielkimi krokami, a ja dalej nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Kiedy przyszedł czas, założyłam kurtkę i skierowałam się w stronę parku. Co, jak co, ale bez niego moje życie - nie ma sensu.

Oczami Kariny
Nie myślałam, że kiedykolwiek oczekiwanie na następny dzień, będzie dla mnie czymś tak nierealnym. Tak jak myślałam, żyłam, tak, jakby ten dzień był dla mnie ostatnim. Bo być może był... Próbowałam pogodzić się nie tylko z losem, ale także z ludźmi. Moi przybrani rodzice wybaczyli mi, a ja im. Nie miałam wielu znajomych, więc stwierdziłam, że nie będę z nikim o tym rozmawiać.
Leżałam właśnie na łóżku, wpatrując się we wschodzące słońce. Nie mogłam zasnąć, więc tylko szybko umyłam się i przebrałam, dbając o to, aby mój strój był wyjątkowy. Rzadko zakładałam spódnice, ale gdy już to robiłam, oznaczało to ważną okazję.
Skoro jest poniedziałek i możliwe, że to ostatni poniedziałek w moim życiu, to czemu by nie zaszaleć? Spojrzałam na zegarek. Dopiero szósta. Uśmiechnęłam się pod nosem, zdając sobie sprawę, że mam jeszcze dużo czasu do wykorzystania.
Przewiesiłam sobie torbę z książkami na ramię i cicho wychodząc z domu, skierowałam się na cmentarz. Ostatni raz odwiedzę moją przyjaciółkę, a potem szybko polecę do domu Weroniki.
                                   ___
-Litości... Czemu akurat o szóstej trzydzieści?!- jęczała zaspana Weronika.
-Nie ma dnia to stracenia. Wstawaj, tylko tak szybko- zaśmiałam się, ściągając z jej ciała kołdrę.
Już po krótkim czasie byłyśmy w drodze do szkoły. Moja przyjaciółka ledwo szła, a ja skakałam jak nakręcona.
-Może wybierzemy się na wagary?- zachichotałam.
-Po pierwsze, nie. Po drugie ogarnij się, bo wyglądasz jak naćpana, a po trzecie, budzisz mnie tak wcześnie, żebym towarzyszyła ci tylko w drodze do szkoły?- zadała masę pytań.
Przewróciłam oczami i cicho się zaśmiałam. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam, że jesteśmy już przed szkołą.
-Mam pomysł- uśmiechnęłam się.
-O nie...- zajęczała Weronika.
Uciszyłam ją i pociągnęłam w stronę budynku szkoły. Weszłyśmy na najwyższe piętro, a potem zatrzymałyśmy się przed niewielkimi drzwiami, które były zamknięte na kłódkę.
-Serio?- oburzyła się dziewczyna. -Nie wejdę z tobą na dach szkoły!
-Oj, proszę cię. Będzie świetna zabawa, a oni nawet nie zauważą- przekonywałam ją.
-Słuchaj, za chwilę zaczną schodzić się uczniowie, a my będzie spacerować po dachu, jak gdyby nigdy nic.
Ach, no fakt. Głupi pomysł. Zaczęłam śmiać się sama z siebie. Przecież zabronione jest nawet wejście za próg drzwi prowadzących na dach, a co dopiero przebywania na nim.
-To co nam zostaje?- zapytała ze strachem w głosie.
-Hm... Na razie nie mam pomysłów, ale do czternastej na stówę to się jeszcze zmieni- odparłam.
-Zaczynam się ciebie tak na serio bać.
Już chciałam coś jej odpowiedzieć, ale nagle do Weroniki podszedł jakiś chłopak. Przywitał się z nią i zaczęli rozmawiać. Czyżby to coś wróżyło? Nie chciałam przeszkadzać możliwe, że nowej parze, więc cicho się wycofałam.

Oczami Krzyśka
Matematyka... Jeden z wielu powodów, dla którego poniedziałki są do dupy. Trzasnąłem drzwiami szkoły, wysłuchałem krzyków woźnej, a potem skierowałem się pod klasę. Nie dość, że mamy tak wrednego matematyka, to jeszcze sala matematyczna jest na końcu szkoły. Trzeba wdrapywać się pół godziny schodami, a potem iść półtora kilometra, żeby dostać od razu po dzwonku jedynkę...
Wyszedłem zza rogu, a moim oczom ukazał się widok całującej się Weroniki z jakimś gościem. Czekaj, czekaj... To chyba brat Doroty. No hej hej. Kolego!
-Przeszkadzam?- zapytałem z ironią w głosie.
-Tak- zagrzmiała dziewczyna, odrywając się od jego ust.
-Nie przedstawisz mnie?- spojrzałem na chłopaka i szybko porównałem go do siebie.
Cholera, on jest dla niej za dobry.
-Krzysztofie, to jest mój nowy chłopak- dała nacisk na dwa ostatnie wyrazy. -Łukaszu, to jest Krzysiek. Kolega z klasy.
-I jej chłopak- dodałem.
-Były-wtrąciła.
-Mam do załatwić?- spytał Weroniki.
-Nieeeee- chwilę się zastanowiła. -No chyba, że chcesz.
-Ja nie będę tracił czasu na szmaty, wybacz- pocisnąłem.
Brunetka podniosła brwi. Wyraźnie była zaszokowana moimi słowami. Jestem z siebie taki dumny. Najpierw kręciła z dwoma na raz, a potem nagle znalazła sobie trzeciego. Phi, i to niby dziewczyna dla mnie? Nie, dziękuję. Wolę zostać księdzem.
Odwróciłem się na pięcie i starałem się oddalić pewnym siebie krokiem. Nagle przypomniałem sobie, że zostawiłem niedawno u dziewczyny mój ulubiony zegarek, który miała mi dzisiaj oddać. Chwilę wahałem się, czy aby na pewno dobrym pomysłem jest wrócenie się do nastolatki i poproszenie o zwrot zegarka. Dobra, idę.
-Ostatnia sprawa... Mogę prosić zegarek?- powiedziałem, wyciągając do Weroniki rękę.
Ona nawet na mnie nie patrząc wyjęła go se swojej torby i delikatnie położyła na mojej dłoni.
-Proszę- wkleiła sztuczny uśmiech.
-Dziękuję- zrobiłem to samo.
Chwilę gromiliśmy się wzrokami, a następnie już chciałem się odwrócić, ale ktoś na mnie wpadł.
-Cholera, przepraszam- wypiszczała dziewczyna.
-Cholera, moja koszula- spojrzałem na dziewczynę. Chwila, chwila... Czy to Karina? Karina w spódniczce. Wow, jestem pod wrażeniem. Jej nogi i figura, no normalnie cudo. Czemu wcześniej jej nie zauważyłem?
-Może już nie krzyczmy tego cholera, bo jesteśmy w szkole- uśmiechnęła się. -Wypiorę ci to... Nie wiem jeszcze kiedy, ale to zrobię.
-Luz, kochanie- puściłem do niej oczko.
-Okeeeeej...- zawahała się. Chyba wiem dlaczego, przecież jestem chłopakiem jej przyjaciółki. Znaczy byłym chłopakiem, ale ona jeszcze o tym nie wie.
-Mam zapasową koszulkę w szafce, więc nic się nie stało- uśmiechnąłem się.
Ona serio jest cudowna.
*********************************************************************************
Jestem!
Żyję!
Oddycham!
Tak wiem, długo mnie nie było.
Nawet nie będę się tłumaczyć, bo to nie ma sensu.
Ważne, że jestem, wróciłam i piszę :)
Tak, już niedługo pojawi się rozdział na moim drugim blogu, a mówiąc niedługo, mam namyśli koniec lipca, ewentualnie początek sierpnia ;)
Rozdział niesprawdzany, akceptuję swoje błędy w nim i obiecuję poprawę! :3
A w ogóle, kiedy weszłam po długim czasie na bloggera, to tak pusto, więc chyba nie tylko ja zrobiłam sobie przerwę w pisaniu ^^
Więc nie leniuchujcie, wakacje są po to, żeby się bawić i pisać rozdziały :*
Mam nadzieję, że już niedługo będę miała możliwość zaczytania się w Waszych blogach i życzę Wam weny <3
To do następnego! ♥


piątek, 20 marca 2015

Rozdział 22

Oczami Weroniki
Weekend minął tak szybko jak przyszedł. Nowy tydzień zaczęłam mega pechowym poniedziałkiem. Najpierw wdepnęłam w jakieś gówno przed domem, a potem zaliczyłam kilka jedynek, no i na
dodatek złamałam rękę. Siedziałam właśnie w szpitalu czekając na swoją kolej. A kolejka taka długa, fuck.
-Proszę przejść do sali segregacji- powiedziała ogromna babka po czterdziestce, wskazując masywną ręką na najbliższe drzwi.
Uśmiechnęłam się, ale kiedy wstałam poczułam ogromny ból w prawej ręce. Syknęłam z bólu i z grymasem na twarzy, opuściłam poczekalnie.
Pani doktor, która mnie opatrywała, wydawała się przeciwieństwem tej w poczekalni. Chuda, młoda, piękna... No i oczywiście o niebo sympatyczniejsza. Po paru rutynowych czynnościach, kazała mi usiąść i poczekać aż skończy swoją przerwę obiadową.
Moje życiowe przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Wyjęłam go z kieszeni spodni i odebrałam połączenie. Dzwonił Andrzej. Jejku, przecież już nie jesteśmy razem, ale jak grochem o ścianę. On traktuje mnie tak, jak podczas naszego związku.
-Słucham- nie dbałam o ton głosu. Było już mi obojętnie czy brzmię jak wredna baba, czy może jak słodka dziewczynka.
-Jak się czujesz?- zapytał z troską w głosie.
-Dobrze, dziękuję- odpowiedziałam. -Och, lekarz już wrócił, muszę już kończyć. Pa- i zakończyłam naszą rozmowę.
Szczerze? Lekarka pewnie teraz zajada się kartofelkami, ale nie chcę mi się z nim rozmawiać.
Schowałam telefon i dopiero zauważyłam, że na przeciwko mnie siedzi jakiś chłopak, który od pewnego czasu strasznie mi się przygląda. Nawet nie odstraszył go mój wzrok, mówiący: odwalisz się czy w ryj?! Dziwne...
-Cześć- nagle zaczął rozmowę, czym byłam w 100% zaszokowana. Czego on ode mnie chce?
-Pa- nie chciałam nawiązywać z nim żadnego kontaktu.
Jest u lekarza - fajnie. Niech szybko go przebada i żegnam.
Ale jego reakcja była inna niż mogłam się spodziewać.
-Jesteś śliczna i zabawna, wiesz?- zaśmiał się.
-A czy ty wiesz, że właśnie siedzisz w poczekalni?
-Jestem Łukasz- odrzekł po chwili.
-A ja Żaneta- zaczęłam bawić się swoimi włosami.
-A mi jednak wyglądasz na Weronikę- zrobiłam się sztywna.
Skąd on znał moje imię?! A może to jakiś mój znajomy. Przecież nawet mu się nie przyjrzałam.
Powoli zilustrowałam go wzrokiem. Wyglądał na dobrze zbudowanego. Z lekka przypomniał mi...
-Coś się stało?- zapytał, a an jego ustach pojawił się cwaniacki uśmieszek.
-Znamy się?- zapytałam.
-Tak jakby. Na pewno znasz moją siostrę, a ja skojarzyłem cię z jej zdjęć klasowych.
-Wzruszyłam się- lekko kiwnęłam głową w jego stronę. -Ale jak ona się nazywa?
-Dorota- uśmiechnął się.
-Wójcik?!
-Tak. A może dałbyś mi swój numer?
Był przystojny, wysoki, inteligenty, z dobrą pamięcią, starszy, opiekuńczy, no normalnie cud.
-Pewnie- odrzekłam po chwili namysłu.
Jego twarz stała się rozpromieniona, a jego duch chyba tańczył taniec radości.

Oczami Julii
Właśnie miło spędzałam czas z Pawłem. Oglądaliśmy jakiś nawet ciekawy film. Szczerze mówiąc, nie za bardzo zdziwiona byłam przebiegiem akcji, ale kto co lubi. Seans przerwał dźwięk telefonu. Chwilę zastanowiłam się, czemu Daniel do mnie dzwonił. Nie ma co, odzywaliśmy się do siebie i zostaliśmy przyjaciółmi, ale ja go znałam i wiedziałam, że bez powodu nie dzwoni.
-Słucham- odebrałam.
-Cześć! Robisz coś ważnego?- usłyszałam.
-A coś się stało?- zapytałam.
-Mam prośbę... Czy mogłabyś popilnować dziewczynek przez jakieś dwie godzinki? Mam pewną sprawę do załatwienia, a dodam, że bardzo ważną- poprosił.
-No dobra, ale tylko dwie godzinki- zgodziłam się, a w moim umyśle zawirowały wspomnienia z naszego ostatniego spotkania.
-Dziękuję. tylko przyjedź szybko. Pa- i zakończył rozmowę.
Ale czekaj... Zaczynam od teraz? Nie jestem przygotowana, a poza tym Paweł...
-Kochanie- zaczęłam.
-Um?
-Mam sprawę...
-Wal prosto z mostu- zaśmiał się. -Nie jesteś chyba w ciąży?- mina mu zrzedła.
Wybuchłam śmiechem. Tylko to mu w głowie.
                                                            ---
Zapukałam do drzwi i lekko się odsunęłam. W progu stał Daniel i powitał nas swoim uśmiechem. Wpuścił nas do środku, wciąż zapewniając, że to tylko dwie godzinki, i że dziewczynki nie powinny sprawiać problemów. Tia...
-Jeść mi się chce!- marudziła Karolina.
-To co chcecie?- zapytałam otwierając lodówkę.
-Krewetki w sosie jogurtowo-czosnkowym- wyrecytowała, unosząc dumnie swoją głowę.
-Nie!- zaprzeczyła Kasia. -Ja chcę pizzę!
-O, dobry pomysł- pochwaliłam dziewczynkę, -Co powiecie na pizzę?
-Krewetki!- upierała się Karola.
-Ale nie ma krewetek- tłumaczyłam.
-A co mnie to interesuje?- tupnęła swoją małą nóżką o ciemne panele.
-Ale pizza jest smaczna!
-Co powiecie na kebaba?- odezwał się Paweł.
Dziewczynki zgodziły się na ten pomysł, a ja chwyciłam za telefon i zamówiłam dostawę do domu.
-Jak ty to robisz, że one cię słuchają?- szepnęłam do Pawła, gdy włączyliśmy sobie bajkę.
-Trzeba mieć to coś- zaśmiał się.
-Nigdy nie miałam podejścia do dzieci- westchnęłam.
-Ciiiii- uciszyła nas Karolina.
-Ale trzeba przyznać, że są słodkie- stwierdził chłopak.
-Tak... Cud, miód i orzeszki- odpowiedziała z ironia.
-Ciiii- teraz uciszyła nas Kasia.
W tej chwili rozległ się dzwonek. Paweł poszedł odebrać nasz obiad, a ja zostałam popilnować dziewczynek. Nie można ani na chwilę zostawiać je same. Nigdy...
                                                         ___
-Może wyjedziemy na dwór?- zapytała Katarzyna, kiedy bajka dobiegła końca.
-No dobra. Ale musicie założyć kurtki.
Weszłam do ich garderoby i wyciągnęłam dwie identyczne fioletowe kurteczki.
-Ale ja nie chcę takiej samej jak ma Karola!- usłyszałam.
-Wkładaj i nie gadaj!
-Nie-e-e- założyła sobie ręce na piersi.
Kiedy jeszcze raz tak zrobi, to przysięgam, zamknę ją w tej garderobie.
-Co to za różnica?- zapytałam. -Wkładaj i nic ne mów.
Kasia wzięła kurtkę i rzuciła ją w głąb pokoju.
-No dobra! Idę po inną kurtkę!
I znów będę musiała przekopywać się przez kupy ich ciuchów. Po kilkunastominutowej walce z  wieszakami i bluzkami, wydostałam się na zewnątrz z żółtą kurteczką w ręku.
-Zakładaj- wysapałam.
-Ale to nie moja!
Paweł powstrzymał mnie z rzuceniem się na nią z łapami.
Na szczęście usłyszeliśmy szczęk zamka i w drzwiach pojawiła się rodzina dziewczynek.
-Dzięki za popilnowanie- chłopak przytulił mnie. -Mam nadzieję, że nie robiły problemów.
-Nie- wkleiłam sobie na usta sztuczny uśmiech. -Były grzeczne- z ledwością przecisnęło mi się to przez gardło.
-Na prawdę? To super! Wreszcie będę miał z kim je zostawiać.
Zabiję się. Obiecuję...

Oczami Moniki
Siedziałam sobie spokojnie w pokoju i odrabiałam lekcje, gdy do mojego pokoju wparowała rozpłakana Ala.
-Puka się!- wrzasnęłam.
Moja płacząca siostra - widok, który mam zapewniony przynajmniej pięć razy w tygodniu.
-Ale noga mnie boli- łkała.
-Ojjjjj, szkoda- wstałam. -Pewnie znów się wypieprzyłaś na tym swoim popieprzonym rowerku- przewróciłam oczami.
-Mamo, ona przeklina!- nagle przestała płakać i najwidoczniej noga też przestała boleć, bo jak na zawołanie pobiegła do mamy poskarżyć się, jakie to ja słowa nie wypowiadam.
Jak ja kocham swoje młodsze rodzeństwo!
Wróciłam na swoje krzesło i wzięłam do ręki telefon. Pięć nieodebranych połączeń. O ja cie... Co ja robiłam, że nie słyszałam telefonu?! Nawet nie chcę mi się oddzwaniać. Jeśli było to coś ważnego, to najwyżej zadzwoni jeszcze raz.
*********************************************************************************
Cześć :)
No normalnie jakoś nie mogłam skończyć tego rozdziału ;-;
I ogólnie dużo roboty i dopiero wróciłam z kościoła, no i się jakoś zmotywowałam wreszcie :D
Piszę bez sensu, wybaczcie xd
Dobra, kończę to notkę, bo pisze coraz głupiej xd
Rozdział niesprawdzany, więc przepraszam za błędy ^^
To do następnego :p



piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 21

Oczami Weroniki
-Nie chcesz nic na drogę?- zapytała moja mama.
Zaśmiałam się, robiąc mały kroczek do tyłu. Rodzicielka pytała się o to już czwarty raz.
-Nie- wkleiłam sobie na usta lekki uśmiech. -Poradzę sobie, a z resztą będę z Andrzejem.
Kobieta odwzajemniła uśmiech, na znak, że mogę już iść. Pod drzwiami czekał na mnie mój chłopak. Pocałowałam go przelotnie w usta i wsiadłam do samochodu.
-Co tak długo?- zapytał Andrzej, zapalając samochód.
-Mama- zaśmiałam się lekko.
Reszta drogi minęła w ciszy. Jechaliśmy na weekend w góry. Kawał drogi, ale zawsze warto.
Dojechaliśmy coś przed osiemnastą. W perspektywie kierowcy, to krótko, ale według mnie, to były najdłuższe godziny świata. Po pierwsze, non stop pada, co wpaja mnie w pochmurny nastrój. Po drugie, dziwnie czuję się, mając coś na sumieniu. Po trzecie, było mi cholernie zimno, bo Andrzej jest mega wysportowany i zahartowany, dlatego nie czuł tego zimna, a ja marzłam w stopy, głowę i dłonie. Czemu nie powiedziałam mu o tym? Nie chciałam przerywać tej ciszy między nami. Tak, wiem. Dziwne.
Wysiadłam, modląc się, żeby na zewnątrz nie było tak zimno, jak przeczuwałam.
-Kochanie, coś się stało?- zapytał chłopak łapiąc mnie za biodra od tyłu.
-Nie, jest okej- wymamrotałam.
Licealista wziął nasze torby i podążyliśmy w stronę hotelu. Po paru podstawowych rzeczach związanych z noclegiem, ruszyliśmy do swojego pokoju.
Pokój nie był duży i wygodny, ale dało się przeżyć.
-Idziemy gdzieś?- podgadnął chłopak.
-Gdzie?
-No na miasto- wziął mnie za rękę.
-No dobrze- uśmiechnęłam się na samą myśl o jakimś fajnym filmie, czy romantycznej kolacji.
Od razu poszłam się przebrać. Wiedziałam, że możemy iść w jakieś eleganckie miejsce, ale równie dobrze i do jakiegoś clubu. Musiałam więc ubrać się na tą i na tą okazję. Będzie ciężko.
-Co by tu wybrać- westchnęłam.
-I tak we wszystkim wyglądasz pięknie- wyśpiewał Andrzej.
                                                      * * *
-Kurczę, nie myślałam, że wybierzesz takie miejsce- wyszeptałam do ucha mojemu chłopakowi.
-Umiem zaskakiwać.
Byliśmy na koncercie w środku miasta. Szczerze mówiąc - to nie moje klimaty. Ciągle mijałam się z dobrym humorem, ale musiałam być dla niego miła.
W czasie kiedy blondyn skakał w rytm muzyki, ja rozglądałam się wokół siebie. Jedna znajoma twarz przyciągnęła moją uwagę. O kurde blade. Co tu robi Krzysiek?! Śledzi mnie?
-Za chwilkę wrócę- przekrzykiwałam muzykę.
Dostałam pozwolenie, więc ruszyłam w stronę chłopaka, który również mnie zauważył.
-Co tu robisz- odeszłam z nim kawałek.
-Mogę zapytać cię o to samo- uśmiechnął się głupio.
-Co?
-No ja przyjechałem tu do babci.
-A ja na weekend- założyłam ręce na piersi.
-Czyli też cieszysz się z mojego widoku- rozłożył ręce, jakby chciał mnie przytulić.
Przewróciłam oczami.
-Ja też cieszę się, że cię widzę- schylił się, by mnie pocałować, ale usłyszeliśmy chrząknięcie.
Ja pierdolę. Tam stał Nowak. Wpadłam.

Oczami Moniki
Weszłam do clubu pełnego ludzi. Prawo, lewo... Nie widać Reginy. Na razie nie jest źle. Podkreślam,
na razie. Poszłam po coś do picia. Łyknęłam zimny napój i ponownie rozejrzałam się po sali. I tak przez następne piętnaście minut. Czy na pewno trafiłam do dobrego clubu? Na stówkę. Bardzo często tu bywam i Regina też. Nagle muzyka ucichał, co wydało mi się strasznie podejrzane, więc szybko dokończyłam drinka i podeszłam bliżej parkietu.
-Monika?- usłyszałam, na co moje serce się zatrzymało. -Mogę cię tu prosić?
-Cholera- szepnęłam. -Cholera, co robić?- powtórzyłam sobie pod nosem.
-No kaman, wiem, że tu jesteś.
Zrobiłam krok do przodu, od razu się cofając, czym przyciągnęłam uwagę ludzi.
-No i po co się tak ukrywać?- Regina dalej mówiła do mikrofonu. -Myślałam, że lepiej się ubierzesz, no ale cóż...
Podeszłam bliżej, stając naprzeciwko Reginy. Ona uśmiechnęła się kpiąco i podreptała do dj. Coś mu powiedziała, a potem wróciła na miejsce.
-Lepiej się odsuń- popchnęła mnie.
Wepchnęłam się w tłum i obserwowałam uważnie dziewczynę. Muzyka zaczęła grać, a ona poniosła się z nią na max'a. Tańczyła i to jak. Ludzie zaczęli klaskać, a ja oniemiałam. To co pokazywała, było świetne! Piosenka się skończyła, a ona ponownie wzięła do ręki mikrofon.
-Monika, teraz ty pokaż na co cię stać!
Pieprzyć to wszystko! Nie idę! Kurwa, powinnam nie iść, ale przecież idę ewidentnie. To jest chyba silniejsze ode mnie. Ale ja nie chcę! Fakt, dużo słuchałam muzyki, bo kocham to robić, ale ja nie tańczę!
Piosenka się zaczęła, a ja przez chwilę stałam osłupiona, dopiero po kilku sekundach usłyszałam w mojej głowie głos, który nakazuje mi tańczyć. Nie wiedziałam co robić. Spojrzałam na Reginę. Uch, ten jej głupi uśmiech doprowadzał mnie do szału. Musiałam zacząć tańczyć. A więc to zrobiłam. Widziałam wiele razy jak tańczą ludzie w telewizji, więc byłam obcykana w tym temacie. Naśladowałam niektóre ruchy, którą dałam radę zapamiętać. Ludzie zaczęli klaskać, więc albo tańczą tak świetnie, albo tak źle. Stawiałam pierwszą opcję, bo nikt się nie śmiał. No właśnie... Nikt się nie śmiał! Czyli jest dobrze. Piosenka ucichła, a ja z triumfem podeszłam do Reginy.
-Masz mi coś jeszcze do zarzucenia?- zapytałam jej.
Nie odpowiedziała, tylko tupnęła nogą i zlała się z imprezowiczami. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam wrócić już do domu. Dosyć wrażeń na dziś.

Oczami Andrzeja
Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku niedaleko naszego stolika. Znajdowałem się właśnie w małej kawiarni, razem z Weroniką i Krzyśkiem. To co zobaczyłem przed paroma minutami zamurowało mnie. Nie wiedziałem co zrobić, powiedzieć, a nawet czy w ogóle się ruszyć. Z jednej strony Weronika zachowała się po chamsku, ale z drugiej strony wiem, że niejeden chce się z nią umówić. Jest jedną z najlepszych lasek w szkole. A do tego playboy Krzysiek i mamy mały romansik.
-A więc słucham- usiadłem obok dziewczyny, obejmując ją ramieniem.
Od samego początku piorunowałem wzrokiem chłopaka, a on mnie. Nienawidzę go.
-Andrzej- zwróciła się do mnie. -Zrywam z tobą, przepraszam.
Co?! Nie dała mi nic powiedzieć, bo od razu zwróciła się do Krzyśka, który siedział z kpiącym uśmieszkiem.
-Krzysiek- zaczęła. -Z tobą też zrywam.
To poprawiło mi humor.
-Jeśli to nie ja, ani ten cymbał, to kto?- odezwał się brunet.
-Masz trzeciego?- otworzyłem szeroko oczy.
Brunetka zaśmiała się. Przecież nie mogę jej stracić. Ona jest idealna.
-Nie umiem pomiędzy wami wybrać- westchnęła. -Kocham was obydwu. I dopóki nie dokonam wyboru, jesteście na tej samej pozycji.
-Mamy o ciebie walczyć?- Krzysztof oparł się o krzesełko.
-Tak jakby.
-Ja nie odpuszczę- wziąłem ją za rękę.
-1:0, dla Andrzeja.
-Ja też- zerwał się licealista.
I tak wygram.

Oczami Julki
-Chcesz coś do picia?- zapytał mnie Paweł.
-Nie, dziękuję- usiadłam u niego w pokoju.
Ma strasznie wielki pokój, ale jednak nie w moim stylu. Jest strasznie pusto, a zarazem jest tyle rzeczy, że tylko stało do bilardu tu brakuje.
-Kochanie?
-Hm...- chłopak usiadł obok mnie.
-Kiedy zrobisz tu przemeblowanie?- cały czas rozglądałam się po pokoju.
-A myślisz, że to konieczne?
-Noooo, tak trochę- przytuliłam się do niego.
-Jeśli tak sądzisz to od jutra zaczynamy.
-Aha, na pewno- lekko dźgnęłam go w brzuch.
Od kiedy zostałam dziewczyną Pawła, wszystko wydaje mi się piękniejsze. To po prostu facet dla mnie.
-Juro też się spotkamy?- zapytałam, splatając nasze palce.
-Nie mogę. Trening mam- poinformował.
-No to trudno. No to może jutro wyruszę na zakupy z Moniką, przynajmniej nie będziesz mnie poganiał- zaśmiałam się.
-No proszę cię... Ile można siedzieć w jednym sklepie?
*********************************************************************************
Yoł, yoł :D
Jak tam ludziska? c:
Nie chcę nic mówić, ALE akcja tego opowiadania powoli się kończy :p
Znając mnie, to wyjdzie więcej rozdziałów, niż przeczuwam xD
Gdybym jednak posłuchała się swojego rozsądku, to zostało kilka rozdziałów do końca :>
Jak zauważyliście, większość par jest już szczęśliwa, więc tylko zakończę te "niedokończone" akcje i będzie git :p
No to do następnego ♥

sobota, 3 stycznia 2015

Urodziny bloga *o*

Witajcie! :D
Dzisiaj niestety nie mam dla Was rozdziału, tylko krótki post urodzinowy ^^
Jak się można domyślić, dokładnie rok temu pojawił się ten oto blog i jego pierwszy post 8-)
Dziękuję bardzo za aż 3415 wyświetleń ♥
Dziękuję bardzo za 95 komentarzy ♥
Dziękuję bardzo za 12 obserwatorów ♥
Na prawdę cieszę się, że tu jesteście <3
No i zapraszam na wyczekiwanie następnych rozdziałów. No, nie ukrywam, że do końca opowiadania nie zostało ich wiele (z mojego punktu widzenia ^^). Ale to jeszcze nie koniec. Nawet jeszcze nie wiem jak to wszystko zakończę, bo często zmieniam zdanie :D
Więc jeszcze raz dzięki <3 Kochani jesteście <3
No to do rozdziału :*