niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 23

Oczami Moniki
Włączyłam swoje mp3 i ruszyłam przed siebie. Była niedziela, a ja nie miałam nic w swoich planach, więc umówiłam się w parku z Tomkiem. Już po paru chwilach byłam na miejscu. Przywitałam się szybko z chłopakiem i postanowiliśmy się przejść. Tak po prostu.
-I co wreszcie z nami będzie?- niepewnie zapytał.
-Potrzebuję kogoś, kto mnie nie zostawi i zawsze ze mną będzie- stwierdziłam. -Nie wiem czy spełniasz te kryterium...
-Zmieniłem się- zapewnił.
-Chciałabym Tomek, ale nie potrafię znów ci zaufać.
-To znaczy?- posmutniał.
-To znaczy, że mogę ci zaoferować tylko i wyłącznie przyjaźń.
-Przyjaźń? Nie, dzięki.
-Cóż...- nie myślałam, że tak to się zakończy. Chciałam go mieć przy sobie. Nagle mamy zerwać kontakt? Przecież ja go chyba kocham...
-Myślę, że to nasza ostatnia rozmowa, ale dam ci ostatnią szansę. O 18.00 będę czekał w parku- odwrócił się.
-A co jeśli się nie zjawię?- zaczęłam poważnie się zastanawiać.
-To znaczy, że tobie na mnie nie zależy.
-A jeśli przyjdę?
-Zostaniemy parą, jak wcześniej- wzruszył ramionami.
-A gdzie miejsce na przyjaźń?
-Nie ma. Przyjaźń to najgorsze, co może być.
I odszedł. Tak po prostu, zostawiając mnie samą, w chwili kiedy na prawdę potrzebuję kogoś, kto pomoże mi się pozbierać. A może ta chwila już dawno minęła?
Następne godziny spędziłam na wyżalaniu się w poduszkę. Nie mam ochoty z nikim gadać, bo sama muszę podjąć tą decyzję. Niby go kocham, ale...
Co rusz znajdowałam minusy i plusy w tej sprawie. Nie potrafiłam po prostu zdecydować się na miłość. To trudna decyzja. Chyba najważniejsza. Ale z drugiej strony, to on zawsze przy mnie był i chyba on też mnie kocha.
Godzina osiemnasta zbliżała się wielkimi krokami, a ja dalej nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Kiedy przyszedł czas, założyłam kurtkę i skierowałam się w stronę parku. Co, jak co, ale bez niego moje życie - nie ma sensu.

Oczami Kariny
Nie myślałam, że kiedykolwiek oczekiwanie na następny dzień, będzie dla mnie czymś tak nierealnym. Tak jak myślałam, żyłam, tak, jakby ten dzień był dla mnie ostatnim. Bo być może był... Próbowałam pogodzić się nie tylko z losem, ale także z ludźmi. Moi przybrani rodzice wybaczyli mi, a ja im. Nie miałam wielu znajomych, więc stwierdziłam, że nie będę z nikim o tym rozmawiać.
Leżałam właśnie na łóżku, wpatrując się we wschodzące słońce. Nie mogłam zasnąć, więc tylko szybko umyłam się i przebrałam, dbając o to, aby mój strój był wyjątkowy. Rzadko zakładałam spódnice, ale gdy już to robiłam, oznaczało to ważną okazję.
Skoro jest poniedziałek i możliwe, że to ostatni poniedziałek w moim życiu, to czemu by nie zaszaleć? Spojrzałam na zegarek. Dopiero szósta. Uśmiechnęłam się pod nosem, zdając sobie sprawę, że mam jeszcze dużo czasu do wykorzystania.
Przewiesiłam sobie torbę z książkami na ramię i cicho wychodząc z domu, skierowałam się na cmentarz. Ostatni raz odwiedzę moją przyjaciółkę, a potem szybko polecę do domu Weroniki.
                                   ___
-Litości... Czemu akurat o szóstej trzydzieści?!- jęczała zaspana Weronika.
-Nie ma dnia to stracenia. Wstawaj, tylko tak szybko- zaśmiałam się, ściągając z jej ciała kołdrę.
Już po krótkim czasie byłyśmy w drodze do szkoły. Moja przyjaciółka ledwo szła, a ja skakałam jak nakręcona.
-Może wybierzemy się na wagary?- zachichotałam.
-Po pierwsze, nie. Po drugie ogarnij się, bo wyglądasz jak naćpana, a po trzecie, budzisz mnie tak wcześnie, żebym towarzyszyła ci tylko w drodze do szkoły?- zadała masę pytań.
Przewróciłam oczami i cicho się zaśmiałam. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam, że jesteśmy już przed szkołą.
-Mam pomysł- uśmiechnęłam się.
-O nie...- zajęczała Weronika.
Uciszyłam ją i pociągnęłam w stronę budynku szkoły. Weszłyśmy na najwyższe piętro, a potem zatrzymałyśmy się przed niewielkimi drzwiami, które były zamknięte na kłódkę.
-Serio?- oburzyła się dziewczyna. -Nie wejdę z tobą na dach szkoły!
-Oj, proszę cię. Będzie świetna zabawa, a oni nawet nie zauważą- przekonywałam ją.
-Słuchaj, za chwilę zaczną schodzić się uczniowie, a my będzie spacerować po dachu, jak gdyby nigdy nic.
Ach, no fakt. Głupi pomysł. Zaczęłam śmiać się sama z siebie. Przecież zabronione jest nawet wejście za próg drzwi prowadzących na dach, a co dopiero przebywania na nim.
-To co nam zostaje?- zapytała ze strachem w głosie.
-Hm... Na razie nie mam pomysłów, ale do czternastej na stówę to się jeszcze zmieni- odparłam.
-Zaczynam się ciebie tak na serio bać.
Już chciałam coś jej odpowiedzieć, ale nagle do Weroniki podszedł jakiś chłopak. Przywitał się z nią i zaczęli rozmawiać. Czyżby to coś wróżyło? Nie chciałam przeszkadzać możliwe, że nowej parze, więc cicho się wycofałam.

Oczami Krzyśka
Matematyka... Jeden z wielu powodów, dla którego poniedziałki są do dupy. Trzasnąłem drzwiami szkoły, wysłuchałem krzyków woźnej, a potem skierowałem się pod klasę. Nie dość, że mamy tak wrednego matematyka, to jeszcze sala matematyczna jest na końcu szkoły. Trzeba wdrapywać się pół godziny schodami, a potem iść półtora kilometra, żeby dostać od razu po dzwonku jedynkę...
Wyszedłem zza rogu, a moim oczom ukazał się widok całującej się Weroniki z jakimś gościem. Czekaj, czekaj... To chyba brat Doroty. No hej hej. Kolego!
-Przeszkadzam?- zapytałem z ironią w głosie.
-Tak- zagrzmiała dziewczyna, odrywając się od jego ust.
-Nie przedstawisz mnie?- spojrzałem na chłopaka i szybko porównałem go do siebie.
Cholera, on jest dla niej za dobry.
-Krzysztofie, to jest mój nowy chłopak- dała nacisk na dwa ostatnie wyrazy. -Łukaszu, to jest Krzysiek. Kolega z klasy.
-I jej chłopak- dodałem.
-Były-wtrąciła.
-Mam do załatwić?- spytał Weroniki.
-Nieeeee- chwilę się zastanowiła. -No chyba, że chcesz.
-Ja nie będę tracił czasu na szmaty, wybacz- pocisnąłem.
Brunetka podniosła brwi. Wyraźnie była zaszokowana moimi słowami. Jestem z siebie taki dumny. Najpierw kręciła z dwoma na raz, a potem nagle znalazła sobie trzeciego. Phi, i to niby dziewczyna dla mnie? Nie, dziękuję. Wolę zostać księdzem.
Odwróciłem się na pięcie i starałem się oddalić pewnym siebie krokiem. Nagle przypomniałem sobie, że zostawiłem niedawno u dziewczyny mój ulubiony zegarek, który miała mi dzisiaj oddać. Chwilę wahałem się, czy aby na pewno dobrym pomysłem jest wrócenie się do nastolatki i poproszenie o zwrot zegarka. Dobra, idę.
-Ostatnia sprawa... Mogę prosić zegarek?- powiedziałem, wyciągając do Weroniki rękę.
Ona nawet na mnie nie patrząc wyjęła go se swojej torby i delikatnie położyła na mojej dłoni.
-Proszę- wkleiła sztuczny uśmiech.
-Dziękuję- zrobiłem to samo.
Chwilę gromiliśmy się wzrokami, a następnie już chciałem się odwrócić, ale ktoś na mnie wpadł.
-Cholera, przepraszam- wypiszczała dziewczyna.
-Cholera, moja koszula- spojrzałem na dziewczynę. Chwila, chwila... Czy to Karina? Karina w spódniczce. Wow, jestem pod wrażeniem. Jej nogi i figura, no normalnie cudo. Czemu wcześniej jej nie zauważyłem?
-Może już nie krzyczmy tego cholera, bo jesteśmy w szkole- uśmiechnęła się. -Wypiorę ci to... Nie wiem jeszcze kiedy, ale to zrobię.
-Luz, kochanie- puściłem do niej oczko.
-Okeeeeej...- zawahała się. Chyba wiem dlaczego, przecież jestem chłopakiem jej przyjaciółki. Znaczy byłym chłopakiem, ale ona jeszcze o tym nie wie.
-Mam zapasową koszulkę w szafce, więc nic się nie stało- uśmiechnąłem się.
Ona serio jest cudowna.
*********************************************************************************
Jestem!
Żyję!
Oddycham!
Tak wiem, długo mnie nie było.
Nawet nie będę się tłumaczyć, bo to nie ma sensu.
Ważne, że jestem, wróciłam i piszę :)
Tak, już niedługo pojawi się rozdział na moim drugim blogu, a mówiąc niedługo, mam namyśli koniec lipca, ewentualnie początek sierpnia ;)
Rozdział niesprawdzany, akceptuję swoje błędy w nim i obiecuję poprawę! :3
A w ogóle, kiedy weszłam po długim czasie na bloggera, to tak pusto, więc chyba nie tylko ja zrobiłam sobie przerwę w pisaniu ^^
Więc nie leniuchujcie, wakacje są po to, żeby się bawić i pisać rozdziały :*
Mam nadzieję, że już niedługo będę miała możliwość zaczytania się w Waszych blogach i życzę Wam weny <3
To do następnego! ♥


piątek, 20 marca 2015

Rozdział 22

Oczami Weroniki
Weekend minął tak szybko jak przyszedł. Nowy tydzień zaczęłam mega pechowym poniedziałkiem. Najpierw wdepnęłam w jakieś gówno przed domem, a potem zaliczyłam kilka jedynek, no i na
dodatek złamałam rękę. Siedziałam właśnie w szpitalu czekając na swoją kolej. A kolejka taka długa, fuck.
-Proszę przejść do sali segregacji- powiedziała ogromna babka po czterdziestce, wskazując masywną ręką na najbliższe drzwi.
Uśmiechnęłam się, ale kiedy wstałam poczułam ogromny ból w prawej ręce. Syknęłam z bólu i z grymasem na twarzy, opuściłam poczekalnie.
Pani doktor, która mnie opatrywała, wydawała się przeciwieństwem tej w poczekalni. Chuda, młoda, piękna... No i oczywiście o niebo sympatyczniejsza. Po paru rutynowych czynnościach, kazała mi usiąść i poczekać aż skończy swoją przerwę obiadową.
Moje życiowe przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Wyjęłam go z kieszeni spodni i odebrałam połączenie. Dzwonił Andrzej. Jejku, przecież już nie jesteśmy razem, ale jak grochem o ścianę. On traktuje mnie tak, jak podczas naszego związku.
-Słucham- nie dbałam o ton głosu. Było już mi obojętnie czy brzmię jak wredna baba, czy może jak słodka dziewczynka.
-Jak się czujesz?- zapytał z troską w głosie.
-Dobrze, dziękuję- odpowiedziałam. -Och, lekarz już wrócił, muszę już kończyć. Pa- i zakończyłam naszą rozmowę.
Szczerze? Lekarka pewnie teraz zajada się kartofelkami, ale nie chcę mi się z nim rozmawiać.
Schowałam telefon i dopiero zauważyłam, że na przeciwko mnie siedzi jakiś chłopak, który od pewnego czasu strasznie mi się przygląda. Nawet nie odstraszył go mój wzrok, mówiący: odwalisz się czy w ryj?! Dziwne...
-Cześć- nagle zaczął rozmowę, czym byłam w 100% zaszokowana. Czego on ode mnie chce?
-Pa- nie chciałam nawiązywać z nim żadnego kontaktu.
Jest u lekarza - fajnie. Niech szybko go przebada i żegnam.
Ale jego reakcja była inna niż mogłam się spodziewać.
-Jesteś śliczna i zabawna, wiesz?- zaśmiał się.
-A czy ty wiesz, że właśnie siedzisz w poczekalni?
-Jestem Łukasz- odrzekł po chwili.
-A ja Żaneta- zaczęłam bawić się swoimi włosami.
-A mi jednak wyglądasz na Weronikę- zrobiłam się sztywna.
Skąd on znał moje imię?! A może to jakiś mój znajomy. Przecież nawet mu się nie przyjrzałam.
Powoli zilustrowałam go wzrokiem. Wyglądał na dobrze zbudowanego. Z lekka przypomniał mi...
-Coś się stało?- zapytał, a an jego ustach pojawił się cwaniacki uśmieszek.
-Znamy się?- zapytałam.
-Tak jakby. Na pewno znasz moją siostrę, a ja skojarzyłem cię z jej zdjęć klasowych.
-Wzruszyłam się- lekko kiwnęłam głową w jego stronę. -Ale jak ona się nazywa?
-Dorota- uśmiechnął się.
-Wójcik?!
-Tak. A może dałbyś mi swój numer?
Był przystojny, wysoki, inteligenty, z dobrą pamięcią, starszy, opiekuńczy, no normalnie cud.
-Pewnie- odrzekłam po chwili namysłu.
Jego twarz stała się rozpromieniona, a jego duch chyba tańczył taniec radości.

Oczami Julii
Właśnie miło spędzałam czas z Pawłem. Oglądaliśmy jakiś nawet ciekawy film. Szczerze mówiąc, nie za bardzo zdziwiona byłam przebiegiem akcji, ale kto co lubi. Seans przerwał dźwięk telefonu. Chwilę zastanowiłam się, czemu Daniel do mnie dzwonił. Nie ma co, odzywaliśmy się do siebie i zostaliśmy przyjaciółmi, ale ja go znałam i wiedziałam, że bez powodu nie dzwoni.
-Słucham- odebrałam.
-Cześć! Robisz coś ważnego?- usłyszałam.
-A coś się stało?- zapytałam.
-Mam prośbę... Czy mogłabyś popilnować dziewczynek przez jakieś dwie godzinki? Mam pewną sprawę do załatwienia, a dodam, że bardzo ważną- poprosił.
-No dobra, ale tylko dwie godzinki- zgodziłam się, a w moim umyśle zawirowały wspomnienia z naszego ostatniego spotkania.
-Dziękuję. tylko przyjedź szybko. Pa- i zakończył rozmowę.
Ale czekaj... Zaczynam od teraz? Nie jestem przygotowana, a poza tym Paweł...
-Kochanie- zaczęłam.
-Um?
-Mam sprawę...
-Wal prosto z mostu- zaśmiał się. -Nie jesteś chyba w ciąży?- mina mu zrzedła.
Wybuchłam śmiechem. Tylko to mu w głowie.
                                                            ---
Zapukałam do drzwi i lekko się odsunęłam. W progu stał Daniel i powitał nas swoim uśmiechem. Wpuścił nas do środku, wciąż zapewniając, że to tylko dwie godzinki, i że dziewczynki nie powinny sprawiać problemów. Tia...
-Jeść mi się chce!- marudziła Karolina.
-To co chcecie?- zapytałam otwierając lodówkę.
-Krewetki w sosie jogurtowo-czosnkowym- wyrecytowała, unosząc dumnie swoją głowę.
-Nie!- zaprzeczyła Kasia. -Ja chcę pizzę!
-O, dobry pomysł- pochwaliłam dziewczynkę, -Co powiecie na pizzę?
-Krewetki!- upierała się Karola.
-Ale nie ma krewetek- tłumaczyłam.
-A co mnie to interesuje?- tupnęła swoją małą nóżką o ciemne panele.
-Ale pizza jest smaczna!
-Co powiecie na kebaba?- odezwał się Paweł.
Dziewczynki zgodziły się na ten pomysł, a ja chwyciłam za telefon i zamówiłam dostawę do domu.
-Jak ty to robisz, że one cię słuchają?- szepnęłam do Pawła, gdy włączyliśmy sobie bajkę.
-Trzeba mieć to coś- zaśmiał się.
-Nigdy nie miałam podejścia do dzieci- westchnęłam.
-Ciiiii- uciszyła nas Karolina.
-Ale trzeba przyznać, że są słodkie- stwierdził chłopak.
-Tak... Cud, miód i orzeszki- odpowiedziała z ironia.
-Ciiii- teraz uciszyła nas Kasia.
W tej chwili rozległ się dzwonek. Paweł poszedł odebrać nasz obiad, a ja zostałam popilnować dziewczynek. Nie można ani na chwilę zostawiać je same. Nigdy...
                                                         ___
-Może wyjedziemy na dwór?- zapytała Katarzyna, kiedy bajka dobiegła końca.
-No dobra. Ale musicie założyć kurtki.
Weszłam do ich garderoby i wyciągnęłam dwie identyczne fioletowe kurteczki.
-Ale ja nie chcę takiej samej jak ma Karola!- usłyszałam.
-Wkładaj i nie gadaj!
-Nie-e-e- założyła sobie ręce na piersi.
Kiedy jeszcze raz tak zrobi, to przysięgam, zamknę ją w tej garderobie.
-Co to za różnica?- zapytałam. -Wkładaj i nic ne mów.
Kasia wzięła kurtkę i rzuciła ją w głąb pokoju.
-No dobra! Idę po inną kurtkę!
I znów będę musiała przekopywać się przez kupy ich ciuchów. Po kilkunastominutowej walce z  wieszakami i bluzkami, wydostałam się na zewnątrz z żółtą kurteczką w ręku.
-Zakładaj- wysapałam.
-Ale to nie moja!
Paweł powstrzymał mnie z rzuceniem się na nią z łapami.
Na szczęście usłyszeliśmy szczęk zamka i w drzwiach pojawiła się rodzina dziewczynek.
-Dzięki za popilnowanie- chłopak przytulił mnie. -Mam nadzieję, że nie robiły problemów.
-Nie- wkleiłam sobie na usta sztuczny uśmiech. -Były grzeczne- z ledwością przecisnęło mi się to przez gardło.
-Na prawdę? To super! Wreszcie będę miał z kim je zostawiać.
Zabiję się. Obiecuję...

Oczami Moniki
Siedziałam sobie spokojnie w pokoju i odrabiałam lekcje, gdy do mojego pokoju wparowała rozpłakana Ala.
-Puka się!- wrzasnęłam.
Moja płacząca siostra - widok, który mam zapewniony przynajmniej pięć razy w tygodniu.
-Ale noga mnie boli- łkała.
-Ojjjjj, szkoda- wstałam. -Pewnie znów się wypieprzyłaś na tym swoim popieprzonym rowerku- przewróciłam oczami.
-Mamo, ona przeklina!- nagle przestała płakać i najwidoczniej noga też przestała boleć, bo jak na zawołanie pobiegła do mamy poskarżyć się, jakie to ja słowa nie wypowiadam.
Jak ja kocham swoje młodsze rodzeństwo!
Wróciłam na swoje krzesło i wzięłam do ręki telefon. Pięć nieodebranych połączeń. O ja cie... Co ja robiłam, że nie słyszałam telefonu?! Nawet nie chcę mi się oddzwaniać. Jeśli było to coś ważnego, to najwyżej zadzwoni jeszcze raz.
*********************************************************************************
Cześć :)
No normalnie jakoś nie mogłam skończyć tego rozdziału ;-;
I ogólnie dużo roboty i dopiero wróciłam z kościoła, no i się jakoś zmotywowałam wreszcie :D
Piszę bez sensu, wybaczcie xd
Dobra, kończę to notkę, bo pisze coraz głupiej xd
Rozdział niesprawdzany, więc przepraszam za błędy ^^
To do następnego :p



piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 21

Oczami Weroniki
-Nie chcesz nic na drogę?- zapytała moja mama.
Zaśmiałam się, robiąc mały kroczek do tyłu. Rodzicielka pytała się o to już czwarty raz.
-Nie- wkleiłam sobie na usta lekki uśmiech. -Poradzę sobie, a z resztą będę z Andrzejem.
Kobieta odwzajemniła uśmiech, na znak, że mogę już iść. Pod drzwiami czekał na mnie mój chłopak. Pocałowałam go przelotnie w usta i wsiadłam do samochodu.
-Co tak długo?- zapytał Andrzej, zapalając samochód.
-Mama- zaśmiałam się lekko.
Reszta drogi minęła w ciszy. Jechaliśmy na weekend w góry. Kawał drogi, ale zawsze warto.
Dojechaliśmy coś przed osiemnastą. W perspektywie kierowcy, to krótko, ale według mnie, to były najdłuższe godziny świata. Po pierwsze, non stop pada, co wpaja mnie w pochmurny nastrój. Po drugie, dziwnie czuję się, mając coś na sumieniu. Po trzecie, było mi cholernie zimno, bo Andrzej jest mega wysportowany i zahartowany, dlatego nie czuł tego zimna, a ja marzłam w stopy, głowę i dłonie. Czemu nie powiedziałam mu o tym? Nie chciałam przerywać tej ciszy między nami. Tak, wiem. Dziwne.
Wysiadłam, modląc się, żeby na zewnątrz nie było tak zimno, jak przeczuwałam.
-Kochanie, coś się stało?- zapytał chłopak łapiąc mnie za biodra od tyłu.
-Nie, jest okej- wymamrotałam.
Licealista wziął nasze torby i podążyliśmy w stronę hotelu. Po paru podstawowych rzeczach związanych z noclegiem, ruszyliśmy do swojego pokoju.
Pokój nie był duży i wygodny, ale dało się przeżyć.
-Idziemy gdzieś?- podgadnął chłopak.
-Gdzie?
-No na miasto- wziął mnie za rękę.
-No dobrze- uśmiechnęłam się na samą myśl o jakimś fajnym filmie, czy romantycznej kolacji.
Od razu poszłam się przebrać. Wiedziałam, że możemy iść w jakieś eleganckie miejsce, ale równie dobrze i do jakiegoś clubu. Musiałam więc ubrać się na tą i na tą okazję. Będzie ciężko.
-Co by tu wybrać- westchnęłam.
-I tak we wszystkim wyglądasz pięknie- wyśpiewał Andrzej.
                                                      * * *
-Kurczę, nie myślałam, że wybierzesz takie miejsce- wyszeptałam do ucha mojemu chłopakowi.
-Umiem zaskakiwać.
Byliśmy na koncercie w środku miasta. Szczerze mówiąc - to nie moje klimaty. Ciągle mijałam się z dobrym humorem, ale musiałam być dla niego miła.
W czasie kiedy blondyn skakał w rytm muzyki, ja rozglądałam się wokół siebie. Jedna znajoma twarz przyciągnęła moją uwagę. O kurde blade. Co tu robi Krzysiek?! Śledzi mnie?
-Za chwilkę wrócę- przekrzykiwałam muzykę.
Dostałam pozwolenie, więc ruszyłam w stronę chłopaka, który również mnie zauważył.
-Co tu robisz- odeszłam z nim kawałek.
-Mogę zapytać cię o to samo- uśmiechnął się głupio.
-Co?
-No ja przyjechałem tu do babci.
-A ja na weekend- założyłam ręce na piersi.
-Czyli też cieszysz się z mojego widoku- rozłożył ręce, jakby chciał mnie przytulić.
Przewróciłam oczami.
-Ja też cieszę się, że cię widzę- schylił się, by mnie pocałować, ale usłyszeliśmy chrząknięcie.
Ja pierdolę. Tam stał Nowak. Wpadłam.

Oczami Moniki
Weszłam do clubu pełnego ludzi. Prawo, lewo... Nie widać Reginy. Na razie nie jest źle. Podkreślam,
na razie. Poszłam po coś do picia. Łyknęłam zimny napój i ponownie rozejrzałam się po sali. I tak przez następne piętnaście minut. Czy na pewno trafiłam do dobrego clubu? Na stówkę. Bardzo często tu bywam i Regina też. Nagle muzyka ucichał, co wydało mi się strasznie podejrzane, więc szybko dokończyłam drinka i podeszłam bliżej parkietu.
-Monika?- usłyszałam, na co moje serce się zatrzymało. -Mogę cię tu prosić?
-Cholera- szepnęłam. -Cholera, co robić?- powtórzyłam sobie pod nosem.
-No kaman, wiem, że tu jesteś.
Zrobiłam krok do przodu, od razu się cofając, czym przyciągnęłam uwagę ludzi.
-No i po co się tak ukrywać?- Regina dalej mówiła do mikrofonu. -Myślałam, że lepiej się ubierzesz, no ale cóż...
Podeszłam bliżej, stając naprzeciwko Reginy. Ona uśmiechnęła się kpiąco i podreptała do dj. Coś mu powiedziała, a potem wróciła na miejsce.
-Lepiej się odsuń- popchnęła mnie.
Wepchnęłam się w tłum i obserwowałam uważnie dziewczynę. Muzyka zaczęła grać, a ona poniosła się z nią na max'a. Tańczyła i to jak. Ludzie zaczęli klaskać, a ja oniemiałam. To co pokazywała, było świetne! Piosenka się skończyła, a ona ponownie wzięła do ręki mikrofon.
-Monika, teraz ty pokaż na co cię stać!
Pieprzyć to wszystko! Nie idę! Kurwa, powinnam nie iść, ale przecież idę ewidentnie. To jest chyba silniejsze ode mnie. Ale ja nie chcę! Fakt, dużo słuchałam muzyki, bo kocham to robić, ale ja nie tańczę!
Piosenka się zaczęła, a ja przez chwilę stałam osłupiona, dopiero po kilku sekundach usłyszałam w mojej głowie głos, który nakazuje mi tańczyć. Nie wiedziałam co robić. Spojrzałam na Reginę. Uch, ten jej głupi uśmiech doprowadzał mnie do szału. Musiałam zacząć tańczyć. A więc to zrobiłam. Widziałam wiele razy jak tańczą ludzie w telewizji, więc byłam obcykana w tym temacie. Naśladowałam niektóre ruchy, którą dałam radę zapamiętać. Ludzie zaczęli klaskać, więc albo tańczą tak świetnie, albo tak źle. Stawiałam pierwszą opcję, bo nikt się nie śmiał. No właśnie... Nikt się nie śmiał! Czyli jest dobrze. Piosenka ucichła, a ja z triumfem podeszłam do Reginy.
-Masz mi coś jeszcze do zarzucenia?- zapytałam jej.
Nie odpowiedziała, tylko tupnęła nogą i zlała się z imprezowiczami. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam wrócić już do domu. Dosyć wrażeń na dziś.

Oczami Andrzeja
Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku niedaleko naszego stolika. Znajdowałem się właśnie w małej kawiarni, razem z Weroniką i Krzyśkiem. To co zobaczyłem przed paroma minutami zamurowało mnie. Nie wiedziałem co zrobić, powiedzieć, a nawet czy w ogóle się ruszyć. Z jednej strony Weronika zachowała się po chamsku, ale z drugiej strony wiem, że niejeden chce się z nią umówić. Jest jedną z najlepszych lasek w szkole. A do tego playboy Krzysiek i mamy mały romansik.
-A więc słucham- usiadłem obok dziewczyny, obejmując ją ramieniem.
Od samego początku piorunowałem wzrokiem chłopaka, a on mnie. Nienawidzę go.
-Andrzej- zwróciła się do mnie. -Zrywam z tobą, przepraszam.
Co?! Nie dała mi nic powiedzieć, bo od razu zwróciła się do Krzyśka, który siedział z kpiącym uśmieszkiem.
-Krzysiek- zaczęła. -Z tobą też zrywam.
To poprawiło mi humor.
-Jeśli to nie ja, ani ten cymbał, to kto?- odezwał się brunet.
-Masz trzeciego?- otworzyłem szeroko oczy.
Brunetka zaśmiała się. Przecież nie mogę jej stracić. Ona jest idealna.
-Nie umiem pomiędzy wami wybrać- westchnęła. -Kocham was obydwu. I dopóki nie dokonam wyboru, jesteście na tej samej pozycji.
-Mamy o ciebie walczyć?- Krzysztof oparł się o krzesełko.
-Tak jakby.
-Ja nie odpuszczę- wziąłem ją za rękę.
-1:0, dla Andrzeja.
-Ja też- zerwał się licealista.
I tak wygram.

Oczami Julki
-Chcesz coś do picia?- zapytał mnie Paweł.
-Nie, dziękuję- usiadłam u niego w pokoju.
Ma strasznie wielki pokój, ale jednak nie w moim stylu. Jest strasznie pusto, a zarazem jest tyle rzeczy, że tylko stało do bilardu tu brakuje.
-Kochanie?
-Hm...- chłopak usiadł obok mnie.
-Kiedy zrobisz tu przemeblowanie?- cały czas rozglądałam się po pokoju.
-A myślisz, że to konieczne?
-Noooo, tak trochę- przytuliłam się do niego.
-Jeśli tak sądzisz to od jutra zaczynamy.
-Aha, na pewno- lekko dźgnęłam go w brzuch.
Od kiedy zostałam dziewczyną Pawła, wszystko wydaje mi się piękniejsze. To po prostu facet dla mnie.
-Juro też się spotkamy?- zapytałam, splatając nasze palce.
-Nie mogę. Trening mam- poinformował.
-No to trudno. No to może jutro wyruszę na zakupy z Moniką, przynajmniej nie będziesz mnie poganiał- zaśmiałam się.
-No proszę cię... Ile można siedzieć w jednym sklepie?
*********************************************************************************
Yoł, yoł :D
Jak tam ludziska? c:
Nie chcę nic mówić, ALE akcja tego opowiadania powoli się kończy :p
Znając mnie, to wyjdzie więcej rozdziałów, niż przeczuwam xD
Gdybym jednak posłuchała się swojego rozsądku, to zostało kilka rozdziałów do końca :>
Jak zauważyliście, większość par jest już szczęśliwa, więc tylko zakończę te "niedokończone" akcje i będzie git :p
No to do następnego ♥

sobota, 3 stycznia 2015

Urodziny bloga *o*

Witajcie! :D
Dzisiaj niestety nie mam dla Was rozdziału, tylko krótki post urodzinowy ^^
Jak się można domyślić, dokładnie rok temu pojawił się ten oto blog i jego pierwszy post 8-)
Dziękuję bardzo za aż 3415 wyświetleń ♥
Dziękuję bardzo za 95 komentarzy ♥
Dziękuję bardzo za 12 obserwatorów ♥
Na prawdę cieszę się, że tu jesteście <3
No i zapraszam na wyczekiwanie następnych rozdziałów. No, nie ukrywam, że do końca opowiadania nie zostało ich wiele (z mojego punktu widzenia ^^). Ale to jeszcze nie koniec. Nawet jeszcze nie wiem jak to wszystko zakończę, bo często zmieniam zdanie :D
Więc jeszcze raz dzięki <3 Kochani jesteście <3
No to do rozdziału :*

środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 20

Oczami Weroniki
Od kiedy w moim pokoju pojawiła się Karina, non stop płakałam. Na darmo dziewczyna uspokajała mnie. Ona jest dla mnie ważna, dużo zmieniła w moim życiu, a teraz mam po prostu pozwolić jej odejść? Stanęłam przed lustrem i nie miałam chęci się malować, ale przecież mam chłopaka. Nie pokarzę mu się z wieloma niedoskonałościami.
-Idziemy?- zagadnęłam do Kariny, która cały czas stała obok mnie. Nie wiem, jak ona to robi, ale wystarczy trochę pudru i błyszczyka, by z niewyspanego straszydła zrobić królewnę.
Brunetka pokiwała głową i po paru chwilach zimne powietrze owiało moją twarz. Ruszyłam pierwsza nie wiele myśląc. Mam jeszcze pewną sprawę do obgadania, ale to po szkole.
-Zajdziemy jeszcze do sklepu po coś do jedzenia?- zapytałam. -Z tego wszystkiego zapomniałam zjeść śniadanie.
-Och, ja też- dziewczyna zaśmiała się.
To takie dziwne uczucie, gdy patrzysz na śmiejącą się osobę, ze świadomością, że możesz już więcej nie zobaczyć tego uśmiechu.
                                                                * * *
-Cześć kochanie- przed szkołą przywitał mnie Andrzej.
-Witam- pocałowałam go.
-Odczepcie się już przylizańce- zaśmiała się Julia.
-Na twoją prośbę- powiedział Andrzej i znów zaczął mnie całować.
-Pieprzcie się- odburknęła blondynka.
-Chętnie, ale może nie tutaj.
Zaśmiałam się. Kurczę, oby Krzysiek zapomniał o tym incydencie i nie psuł nam świetnych relacji. Cały czas muszę żyć w stresie. Problemy tu, problemy tam. Może zamieszkam w jakimś bunkrze i nie będę wychodziła, póki te bagno się nie skończy? Czemu zawsze, jak coś złego się dzieje, ja muszę być w tym samym miejscu?
-Idziemy pod klasę?- złapałam za rękę mojego chłopaka.
-Mhm- przytaknął.
Kiedy szliśmy korytarzem, z przecinającego naszą drogę korytarza, wyleciał Krzysiek z otwartą puszką coli. Wleciał w nas, upadając na mnie i rozlewając zawartość puszki na mój strój. On chyba po prostu uwielbia na mnie wpadać.
-Kurwa- krzyknęłam.
-Z ciebie- zaśmiał się Krzysiek.
-Ejejej- wtrącił się Andrzej. -Może trochę grzeczniej?
-Bo?
-Złaź ze mnie zboczeńcu- próbowałam zwalić chłopaka. Moje wysiłki i tak nic nie dawały, bo jak to Andrzej mówi: jestem za słaba w barach. Chyba muszę trochę przypakować.
-Bo?
-Mam ci pomóc?- zagadnął mój chłopak.
-Och, przepraszam. Ubrudziłem cię. Może pomóc ci się przebrać?
-A może pomożesz mi odzyskać zdrowie fizyczne i łaskawie zejdziesz ze mnie?!- wkurzyłam się.
Po chwili Krzysztof leżał obok mnie. Nowak mi pomógł. Ufff.... Dobrze mieć chłopaka. Blondyn pomógł mi wstać, a ja rozejrzałam się dookoła. Pusto. Z całej siły kopnęłam Krzyśka w brzuch i poszłam na lekcje.
Przed klasą, uświadomiłam sobie, że jestem cała mokra. I do tego nie wiem, czym mam prać tą bluzę. Czym można zniszczyć plamy po coli? Ech. W co by się tu przebrać?
-Kochanie...- zaczęłam tuż przed drzwiami. -Ciągle nosisz ten swój strój sportowy?
-Tak.
-A dałbyś mi go na przebranie, proszę? -zrobiłam słodkie oczka.
-Dobrze, ale poczekaj, zaraz ci go przyniosę, bo mam go w szafce.
-Oki, czekam- dałam mu szybkiego całusa w policzek.
Gdy chłopak tylko zniknął, na horyzoncie pojawił się Krzysiek.
Podszedł do mnie, przycisnął mnie do ściany i pocałował mnie. Nie mogę, ale wiem, że Andrzej pojawi się za jakiś pięć minut. Mamy czas, więc odwzajemniłam pocałunek. Po krótkiej chwili odsunęłam go.
-Andrzej zaraz przyjdzie- wyszeptałam.
-Co będzie z nami?- zapytał.
-Nic. Jestem z Andrzejem bardzo szczęśliwa.
-A ja to co?- odburknął.
-Ty, to przeszłość, a w ogóle, to między nami się nie wydarzyło, nigdy- wyjaśniłam.
-Byłem gotowy zerwać z Dorotą dla ciebie, a ty?- wkurzył się.
-Bądź z Dorotą, ja będę z Nowakiem i będzie dobrze. Wszyscy będą szczęśliwy i nikt nie będzie poszkodowany- uśmiechnęłam się.
-Ja nie powiedziałem, że się poddaję.
-Przestań już- skarciłam go.
-Kocham cię, rozumiesz?- złapał mnie za nadgarstki.
-No to nic na to nie poradzę- odsunęłam go od siebie.
-Zobaczysz, jeszcze będziemy razem- powiedział i wszedł do klasy.
On jest dziwny. Nawet nie wiem, jak mogłam z nim... Ugh... Czuję się podle. Ale ja już taka chyba jestem. Najgorsze jest to, że nie mogę skrzywdzić i zostawić tak mojego chłopaka. Mam pomysł! A może tak by zostawić ich wszystkich i iść w cholerę? Nie przejdzie...
-Idź się przebierz- Andrzej podał mi ciuchy.
-Dzięki, dzięki, kocham cię- zniknęłam za drzwiami.
No właśnie... Kocham go, dlatego nic nie mogę zrobić.

Oczami Moniki
-Nie musisz mnie odprowadzać- powiedziałam.
-Ale chcę- odpowiedział Tomek.
-Nie- zaprotestowałam. -Chcę być sama, proszę.
-No dobrze, ale to pierwszy i ostatni raz- poinformował, zakładając ręce na piersi.
-No pa- pocałowałam chłopaka w policzek i skręciłam w drogę powrotną.
Wyjęłam mp3 i puściłam swoją ulubioną piosenkę. Szłam tanecznym krokiem. Dla mnie była to wielka frajda, ale zapewne dla innych przechodni było to komiczne.
No piękne, Regina idzie. Szłam, tak jak szłam. Nie schodziłam jej z drogi, tak samo jak ona mi. Próbowałam na nią nie spojrzeć. Patrzyłam w dal, nawet nie wiem na co. Byłam skupiona i wymyślałam cięte riposty, gdyby przez przypadek, coś tam...
-Wypierdalaj z chodnika-  odburknęła Regina.
-Sama stąd spadaj-poprawiłam swój kucyk.
-Wiesz... Mam dla ciebie propozycję.
-Jaką?- zdziwiłam się.
Ona i jakieś propozycje i to jeszcze dla mnie, haha.
-Jutro nasz klub, godzina osiemnasta- i poszła.
-Będę!- odkrzyknęłam.
Nie wiem czy to słyszała. Ale przeczuwam jakąś grubszą imprezę. I to lubię.
*********************************************************************************
Cześć :3
Po pierwsze - SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU I PIJANEGO SYLWESTRA :*
Po drugie - jejku, strasznie trudno mi się to pisało, nie wiem dlaczego, przepraszam za wszystkie błędy i jakiekolwiek nudne i nieoryginalne akcje, ale jakoś tak wiedziałam, że muszę coś dodać. dodałam i dlatego jestem dumna z siebie <3
Po trzecie - dziękuję za wszystkie komentarze i obserwacje, bo jest ich jak dla mnie bardzo dużo, kocham Was i pamiętajcie, że po Nowym Roku powrócę, z jeszcze lepszą techniką pisarską, bo mam takie postanowienie Noworoczne, więc 3majcie się i pamiętajcie o mnie, buziaczki ♥

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych ♥

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę Wam dużo szczęścia, miłości wokół wigilijnego stołu, wielu wspaniałych chwil w gronie rodzinnym i wszystkiego co najlepsze <3

czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 19

Oczami Kariny
Wzrokiem ilustrowałam każdą osobę przechodzącą tuż obok mnie. Szłam chodnikami, na których było pełno już brązowych i suchych liści. Już jutro rozpoczyna się złoty i chłodny październik. Skręciłam w prostą ścieżkę wiodącą do miejsca, które jest na drugim miejscu, na moim rankingu, najczęściej odwiedzanych miejsc.
-Dzień dobry- przywitałam się ze starszą panią, którą bardzo często tu widuję.
Jeszcze trochę podeszłam, a następnie ustałam twarzą do marmurowego pomnika, na którym było wyryte imię i nazwisko mojej najlepszej przyjaciółki.
Mało kto wie, że bez niej nie mogłam żyć. Bez Neli, czyli jedynej córki rodziny, u której teraz mieszkam. Jej rodzice są chorzy psychicznie, a ona? Zawsze była spoko. Kolejny raz przeczytałam słowa wyryte na płycie. Zmarła tragicznie... Te wyrazy wciąż wzbudzają u mnie potok łez.
-Dawno tu nie byłam- uśmiechnęłam się sama do siebie. -Brakuję cię tu- otarłam łzę.
Zepchnęłam z jej pomnika liście i zapaliłam znicz. Postawiłam go i schowałam zapałki do kieszeni.
Jej rodzice nie wiedzą, że tu bywam. Oni, szczerze mówiąc - nic o mnie nie wiedzą. Założyłam rękawiczki i ostatni raz zerkając na grób ruszyłam w drogę powrotną. To wzruszające kiedy ludzie odwiedzają pomniki swoich zmarłych i tak wiedząc, że nigdy do nich nie powrócą. Czasami dobrze jest popatrzeć i powspominać.
Gdy przechodziłam obok sklepu spożywczego, pomyślałam, że kupię coś na ząb. Weszłam więc i od razu skierowałam się do działu z nabiałem. Wzięłam truskawkowe mleko i ruszyłam do kasy spotykając przy tym Weronikę.
-Cześć- uśmiechnęłam się.
Dziewczyna spojrzała na mnie dziwne i schowała coś do kieszeni. Rzuciłam jej pytające spojrzenie, ale ona tylko ostatni raz zerknęła na mnie, gdy już była przy wyjściu i zniknęła pozostawiając mnie w osłupieniu.
Westchnęła, nawet moja przyjaciółka ode mnie uciekła, hah! Ja to mam szczęście!
Gdy weszłam do domu moi "rodzice" nie krzyczeli na mnie, wręcz przeciwnie, zastałam ich smutnych w salonie, samotnych, ale trzeźwych. WOW! Takie zaskoczenie.
-Cześć, Karinko- podeszła do mnie kobieta.
Uciekłam do pokoju, bo bałam się ich, Nigdy tacy dla mnie nie byli. Nie wiem co im się stało, ale na pewno mieli do tego jakiś powód.
                                                        * * *
Spojrzałam na zegarek. Druga w nocy. Idealnie. Wstałam z łóżka i postanowiłam poszukać dowodów, że ich nagła zmiana nastrojów jest wyjaśniona na jakimś papierku. Przeszukałam całą szufladę. I nic. Rzuciłam to wszystko, ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Coś ich zmusiło być dla mnie miłym, albo jakaś kontrola, czy jakaś kara. No nie wiem, ale muszę to znaleźć. Weszłam do pokoju, w którym pracowali moi przybrani rodzice. Był o niewielki z jednym oknem od północy, więc zawsze o każdej porze dnia i nocy było tu zimno i ponuro. W rogu stało biurko, które było zawalone papierami. Podeszłam tam i na samym wierzchu leżała jakaś koperta, o dziwo zaadresowana do mnie. Zaczęły mi się trząść ręce, a serce biło mi jak oszalałe. Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam kopertę do ręki. To co w niej było, zrujnowało moje życie.

Następnego dnia...
Oczami Julii
-No muszę ci ją przedstawić, może zostaniemy best friends we trójkę!- skakała ze szczęścia Weronia.
-Weronika, ogarnij się, bo wyglądasz jak idiotka. A może odpuścisz?
-Odpusty to w kościele.
Podniosłam brwi, zdając sobie sprawę, że już nigdy nie odpuści.
-Karina, oto Julia- zaczęła, ale dziewczyna, którą znałam tylko z widzenia uciekła.
Nie wyglądała najlepiej. A może po prostu to jej natura? W każdym bądź razie normalny człowiek tak nie wygląda.
-Poczekaj tutaj- zwróciła się do mnie Weronika.
Dziewczyna dogoniła Karinę i zaczęła z nią rozmawiać. Ponieważ jest już od dawna jesień i wiatr zaczął dąć w kołnierz jak oszalały, dlatego nie słyszałam całej rozmowy licealistek, tylko niektóre urywki. Sprzeczały się. A raczej moja przyjaciółka próbowała uspokoić tą drugą. Teraz już jestem pewna, że coś się stało.
-I co?- zapytałam Adamiak.
-Ech... Jest nie w humorze, ale może dlatego, że wczoraj zaplanowałam imprezę dla Kariny, ale wczoraj o mało co, by się wydało, więc po prostu bez słowa uciekłam od niej i może dlatego- westchnęła. -Zawsze jak chcę dobrze, to wychodzi źle, czemu tak jest?
-Och, nie przejmuj się- pocieszyłam koleżankę. -Czas leczy rany.
                                             * * *
-Idziemy na piwo?- zapytał mnie Paweł.
-Ewentualnie na kawę- uśmiechnęłam się słodko.
-Jesteś s-z-t-y-w-n-a- zaakcentował każdą literę.
-Jutro szkoła, kochany, a kac w dni robocze jest niemile widziany- odpowiedziałam, ściskając ramiączka plecaka.
Usiedliśmy w knajpce koło szkoły, gdzie licealiści byli najczęstszymi klientami.
-Co zamówisz? Zaskocz mnie- zaśmiał się chłopak.
-Kawę? Z resztą przyszliśmy tu na kawę, więc grzech by był, gdybyśmy zamówili coś innego.
-Mądrze.

Oczami Kariny
Cały czas miałam przed moimi oczami treść listu. Nie wiedziałam co zrobić. Czy zapytanie o to rodziców zastępczych byłoby odpowiednim rozwiązaniem? Długo się nad tym zastanawiałam, jednak podjęłam chyba słuszną decyzję. Poszłam, stanęłam im ramię w ramię, oko w oko i... Spokojnie zaczęłam ten temat. Jednak nie wiedziałam, że rozmowa z nimi pogorszy całą sprawę. Nie mogłam zasnąć tej nocy. I miałam przeczucie, że to będzie się powtarzało jutro, pojutrze, a nawet za tydzień o ile jeszcze będę w stanie coś zrobić. Najgorsze jest to, że... Że muszę z kimś o tym porozmawiać. Spojrzałam na zegarek. Hmmm... Czwarta. Wstałam i spojrzałam w lusterko. Nieprzespana noc daję siwe znaki. Podkrążone oczy, wory, blada cera, małe oczy, pryszcze i długo by jeszcze wymieniać. Jednak doprowadziłam się do porządku i poszłam do przyjaciółki. Weszłam przez okno balkonowe, które było akurat otwarte, jak ci mężczyźni w filmach. Dziewczyna spała. Nie miałam serca jej budzić. Ale musiałam, bo sama bym zwariowała.
-Weronika- potrząsnęłam ramieniem dziewczyny.
Otworzyła oczy, Jej mina wyrażała wszystko.
-Muszę ci o czymś powiedzieć, na prawdę to bardzo poważna sprawa.
-Słucham...- Adamiak przetarła zaspane oczy i uważnie ilustrowała moją twarz.
-To dla mnie trudne, bo, bo, bo...- trudno jest mi o tym mówić. -Przynosiłam pecha, a wreszcie pech dorwał i mnie.
-Nie rozumiem... Mów jaśniej- wtrąciła się Weronia.
No fakt. Sama nie wiem, co chciałam przez te zdanie wyrazić.
-Bo ja...- wdech, wydech.- Ja umieram.
Adamiak w jednej sekundzie zbladła. Nie mogła się poruszyć, jakby coś usztywniło jej wszystkie kończyny. Czemu ja muszę robić tyle zamieszania?!
-Nie umieraj- brunetka rzuciła mi się na szyję. -Proszę.
-Gdybym miała taką moc, to nie pozwoliłabym umrzeć wielu ludziom- złapałam ją za rękę.
To nie takie proste jak myśli.
-Nie odejdziesz- Adamiak twardo powtarzała te słowa.
I wtedy zrozumiałam całą zaistniałą sytuację. Moje życie było wielką pułapką. Wpadałam w różne przeszkody, ale zawsze z nich powstawałam. Dlatego muszę walczyć i teraz, bo spotkałam przyjaciółkę, za którą oddałabym swoje życie. Rodzina zastępcza stała się dla mnie miła. Czego chcieć więcej? "No może chciałabym jeszcze piątkę z matmy."- pomyślałam i w tej samej chwili zaśmiałam się. Karina, to nie pora na żarty- skarciłam się w myślach.  Nie mogę teraz odejść, kiedy moja przyjaciółka mnie potrzebuje. Chyba pierwszy raz czuję, że jestem komuś potrzebna. To wspaniałe uczucie.
Przytuliłam się do zapłakanej dziewczyny.
-Proszę, nie pozwól mi odejść.
-Nie pozwolę.
*********************************************************************************
Cześć :p
Krótko, szybko i na temat:
To tak: rozdział jest ^^ Inny niż dotychczas, ale może to doda całej akcji jakiegoś pędu :D Nie sprawdzany, więc za każdy błąd - p r z e p r a s z a m .  Mam już pewien plan, który jest już prawie zrealizowany c:  Następny pojawi się, hmmm.... Jeszcze nie wiem kiedy, ale jak będzie-to będzie :3 No, ale jak myślicie... Karina wyzdrowieje? :)
Papatki :*