Oczami Kariny
Wzrokiem ilustrowałam każdą osobę przechodzącą tuż obok mnie. Szłam chodnikami, na których było pełno już brązowych i suchych liści. Już jutro rozpoczyna się złoty i chłodny październik. Skręciłam w prostą ścieżkę wiodącą do miejsca, które jest na drugim miejscu, na moim rankingu, najczęściej odwiedzanych miejsc.
-Dzień dobry- przywitałam się ze starszą panią, którą bardzo często tu widuję.
Jeszcze trochę podeszłam, a następnie ustałam twarzą do marmurowego pomnika, na którym było wyryte imię i nazwisko mojej najlepszej przyjaciółki.
Mało kto wie, że bez niej nie mogłam żyć. Bez Neli, czyli jedynej córki rodziny, u której teraz mieszkam. Jej rodzice są chorzy psychicznie, a ona? Zawsze była spoko. Kolejny raz przeczytałam słowa wyryte na płycie. Zmarła tragicznie... Te wyrazy wciąż wzbudzają u mnie potok łez.
-Dawno tu nie byłam- uśmiechnęłam się sama do siebie. -Brakuję cię tu- otarłam łzę.
Zepchnęłam z jej pomnika liście i zapaliłam znicz. Postawiłam go i schowałam zapałki do kieszeni.
Jej rodzice nie wiedzą, że tu bywam. Oni, szczerze mówiąc - nic o mnie nie wiedzą. Założyłam rękawiczki i ostatni raz zerkając na grób ruszyłam w drogę powrotną. To wzruszające kiedy ludzie odwiedzają pomniki swoich zmarłych i tak wiedząc, że nigdy do nich nie powrócą. Czasami dobrze jest popatrzeć i powspominać.
Gdy przechodziłam obok sklepu spożywczego, pomyślałam, że kupię coś na ząb. Weszłam więc i od razu skierowałam się do działu z nabiałem. Wzięłam truskawkowe mleko i ruszyłam do kasy spotykając przy tym Weronikę.
-Cześć- uśmiechnęłam się.
Dziewczyna spojrzała na mnie dziwne i schowała coś do kieszeni. Rzuciłam jej pytające spojrzenie, ale ona tylko ostatni raz zerknęła na mnie, gdy już była przy wyjściu i zniknęła pozostawiając mnie w osłupieniu.
Westchnęła, nawet moja przyjaciółka ode mnie uciekła, hah! Ja to mam szczęście!
Gdy weszłam do domu moi "rodzice" nie krzyczeli na mnie, wręcz przeciwnie, zastałam ich smutnych w salonie, samotnych, ale trzeźwych. WOW! Takie zaskoczenie.
-Cześć, Karinko- podeszła do mnie kobieta.
Uciekłam do pokoju, bo bałam się ich, Nigdy tacy dla mnie nie byli. Nie wiem co im się stało, ale na pewno mieli do tego jakiś powód.
* * *
Spojrzałam na zegarek. Druga w nocy. Idealnie. Wstałam z łóżka i postanowiłam poszukać dowodów, że ich nagła zmiana nastrojów jest wyjaśniona na jakimś papierku. Przeszukałam całą szufladę. I nic. Rzuciłam to wszystko, ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Coś ich zmusiło być dla mnie miłym, albo jakaś kontrola, czy jakaś kara. No nie wiem, ale muszę to znaleźć. Weszłam do pokoju, w którym pracowali moi przybrani rodzice. Był o niewielki z jednym oknem od północy, więc zawsze o każdej porze dnia i nocy było tu zimno i ponuro. W rogu stało biurko, które było zawalone papierami. Podeszłam tam i na samym wierzchu leżała jakaś koperta, o dziwo zaadresowana do mnie. Zaczęły mi się trząść ręce, a serce biło mi jak oszalałe. Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam kopertę do ręki. To co w niej było, zrujnowało moje życie.
Następnego dnia...
Oczami Julii
-No muszę ci ją przedstawić, może zostaniemy best friends we trójkę!- skakała ze szczęścia Weronia.
-Weronika, ogarnij się, bo wyglądasz jak idiotka. A może odpuścisz?
-Odpusty to w kościele.
Podniosłam brwi, zdając sobie sprawę, że już nigdy nie odpuści.
-Karina, oto Julia- zaczęła, ale dziewczyna, którą znałam tylko z widzenia uciekła.
Nie wyglądała najlepiej. A może po prostu to jej natura? W każdym bądź razie normalny człowiek tak nie wygląda.
-Poczekaj tutaj- zwróciła się do mnie Weronika.
Dziewczyna dogoniła Karinę i zaczęła z nią rozmawiać. Ponieważ jest już od dawna jesień i wiatr zaczął dąć w kołnierz jak oszalały, dlatego nie słyszałam całej rozmowy licealistek, tylko niektóre urywki. Sprzeczały się. A raczej moja przyjaciółka próbowała uspokoić tą drugą. Teraz już jestem pewna, że coś się stało.
-I co?- zapytałam Adamiak.
-Ech... Jest nie w humorze, ale może dlatego, że wczoraj zaplanowałam imprezę dla Kariny, ale wczoraj o mało co, by się wydało, więc po prostu bez słowa uciekłam od niej i może dlatego- westchnęła. -Zawsze jak chcę dobrze, to wychodzi źle, czemu tak jest?
-Och, nie przejmuj się- pocieszyłam koleżankę. -Czas leczy rany.
* * *
-Idziemy na piwo?- zapytał mnie Paweł.
-Ewentualnie na kawę- uśmiechnęłam się słodko.
-Jesteś s-z-t-y-w-n-a- zaakcentował każdą literę.
-Jutro szkoła, kochany, a kac w dni robocze jest niemile widziany- odpowiedziałam, ściskając ramiączka plecaka.
Usiedliśmy w knajpce koło szkoły, gdzie licealiści byli najczęstszymi klientami.
-Co zamówisz? Zaskocz mnie- zaśmiał się chłopak.
-Kawę? Z resztą przyszliśmy tu na kawę, więc grzech by był, gdybyśmy zamówili coś innego.
-Mądrze.
Oczami Kariny
Cały czas miałam przed moimi oczami treść listu. Nie wiedziałam co zrobić. Czy zapytanie o to rodziców zastępczych byłoby odpowiednim rozwiązaniem? Długo się nad tym zastanawiałam, jednak podjęłam chyba słuszną decyzję. Poszłam, stanęłam im ramię w ramię, oko w oko i... Spokojnie zaczęłam ten temat. Jednak nie wiedziałam, że rozmowa z nimi pogorszy całą sprawę. Nie mogłam zasnąć tej nocy. I miałam przeczucie, że to będzie się powtarzało jutro, pojutrze, a nawet za tydzień o ile jeszcze będę w stanie coś zrobić. Najgorsze jest to, że... Że muszę z kimś o tym porozmawiać. Spojrzałam na zegarek. Hmmm... Czwarta. Wstałam i spojrzałam w lusterko. Nieprzespana noc daję siwe znaki. Podkrążone oczy, wory, blada cera, małe oczy, pryszcze i długo by jeszcze wymieniać. Jednak doprowadziłam się do porządku i poszłam do przyjaciółki. Weszłam przez okno balkonowe, które było akurat otwarte, jak ci mężczyźni w filmach. Dziewczyna spała. Nie miałam serca jej budzić. Ale musiałam, bo sama bym zwariowała.
-Weronika- potrząsnęłam ramieniem dziewczyny.
Otworzyła oczy, Jej mina wyrażała wszystko.
-Muszę ci o czymś powiedzieć, na prawdę to bardzo poważna sprawa.
-Słucham...- Adamiak przetarła zaspane oczy i uważnie ilustrowała moją twarz.
-To dla mnie trudne, bo, bo, bo...- trudno jest mi o tym mówić. -Przynosiłam pecha, a wreszcie pech dorwał i mnie.
-Nie rozumiem... Mów jaśniej- wtrąciła się Weronia.
No fakt. Sama nie wiem, co chciałam przez te zdanie wyrazić.
-Bo ja...- wdech, wydech.- Ja umieram.
Adamiak w jednej sekundzie zbladła. Nie mogła się poruszyć, jakby coś usztywniło jej wszystkie kończyny. Czemu ja muszę robić tyle zamieszania?!
-Nie umieraj- brunetka rzuciła mi się na szyję. -Proszę.
-Gdybym miała taką moc, to nie pozwoliłabym umrzeć wielu ludziom- złapałam ją za rękę.
To nie takie proste jak myśli.
-Nie odejdziesz- Adamiak twardo powtarzała te słowa.
I wtedy zrozumiałam całą zaistniałą sytuację. Moje życie było wielką pułapką. Wpadałam w różne przeszkody, ale zawsze z nich powstawałam. Dlatego muszę walczyć i teraz, bo spotkałam przyjaciółkę, za którą oddałabym swoje życie. Rodzina zastępcza stała się dla mnie miła. Czego chcieć więcej? "No może chciałabym jeszcze piątkę z matmy."- pomyślałam i w tej samej chwili zaśmiałam się. Karina, to nie pora na żarty- skarciłam się w myślach. Nie mogę teraz odejść, kiedy moja przyjaciółka mnie potrzebuje. Chyba pierwszy raz czuję, że jestem komuś potrzebna. To wspaniałe uczucie.
Przytuliłam się do zapłakanej dziewczyny.
-Proszę, nie pozwól mi odejść.
-Nie pozwolę.
*********************************************************************************
Cześć :p
Krótko, szybko i na temat:
To tak: rozdział jest ^^ Inny niż dotychczas, ale może to doda całej akcji jakiegoś pędu :D Nie sprawdzany, więc za każdy błąd - p r z e p r a s z a m . Mam już pewien plan, który jest już prawie zrealizowany c: Następny pojawi się, hmmm.... Jeszcze nie wiem kiedy, ale jak będzie-to będzie :3 No, ale jak myślicie... Karina wyzdrowieje? :)
Papatki :*